08.10

W liście do Filipian, którego rozdział czytamy dzisiaj, mamy uwagę, która jest tak bardzo często wyrażana przez apostoła Pawła, że możemy równie dobrze nazwać ją kluczową uwagą w tym liście. To uwaga dotycząca radości i radowania się. Aż trzykrotnie w tym zaledwie czterorozdziałowym liście słowa piszącego pod natchnieniem apostoła przyjmują formę silnego nakazu: … bracia moi, radujcie się w Panu!, …Radujcie się zawsze w Panu, …powtarzam, radujcie się.
Ktoś mógłby powiedzieć: „No dobrze, łatwo powiedzieć, ale jak można radować się na rozkaz? Albo odczuwamy radość, albo nie, a ktoś każący się nam cieszyć nieszczególnie jest nam pomocny.” Rzeczywiście, niektórzy mogą mieć (i bez wątpienia tacy są też pośród nas dzisiejszego ranka) i mają bardzo nikłe powody do radowania się; i w przypadku większości z nas jest prawdą stwierdzenie, że radość, prawdziwa radość, jest w naszym życiu dość rzadkim doświadczeniem. Nie to, że jesteśmy smutni czy rozgoryczeni, ale większość naszego życia płynie niejako neutralnym nurtem – pomiędzy radością a przygnębieniem. Tym bardziej jest uzasadnione, byśmy starannie przeanalizowali te słowa apostoła z listu do Filipian: Radujcie się zawsze w Panu.
Niektórzy zapewne przypominają sobie brata, który w czasie któregoś za spotkań naszej społeczności wyraził taka opinię: „Nawet w połowie nie pokazujemy tej radości, jaką powinniśmy, jeśli weźmiemy pod uwagę, dlaczego powinniśmy się radować.” Prawda jest naprawdę rzeczą poważną/świętą. Często przypomina się nam, jak najbardziej słusznie, o związanych z nią obowiązkach, odpowiedzialności oraz o przyszłym sądzie, czekającym nas wszystkich w dniu powrotu naszego Pana. Lecz nie dajmy się przytłoczyć rozważaniem obowiązków, odpowiedzialności, wyrzeczeń związanych ze służeniem Prawdzie tak bardzo, że zapomnimy o radowaniu się, radowaniu się, że jesteśmy ludźmi wykupionymi, wolnymi dzięki przelanej krwi naszego umiłowanego Nauczyciela, wyrwani z beznadziejnej rozpaczy, obecnej w świecie dokoła nas, a kiedy myślimy o tym przyszłym dniu, kiedy staniemy przed naszym Panem, naszym sędzią, pamiętajmy również, iż jest on naszym Zbawcą, który darzy wielką miłością każdego z nas osobno. Paweł mówi (w pierwszej osobie liczby pojedynczej): …który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie, i możemy, każdy z nas indywidualnie, wziąć te słowa do siebie.
Zatem ten nakaz apostoła, by radować się w Panu, oznacza przede wszystkim, że powinniśmy zwrócić nasze myśli ku szeregowi powodów, dla których możemy się radować w Panu. Jeśli rozważymy powody radości Pawła, tak konsekwentnie wymieniane w liście do Filipian, widzimy, iż były to powody całkowicie niezależne od rzeczy materialnych; niemające właściwie związku z jego osobistym stanem fizycznym. Jest prawdą, że Filipianie dbali o jego potrzeby, co przyznaje z wdzięcznością. Czy to była jakaś suma pieniędzy, porcja żywności albo paczka z ubraniami, tego nie wiemy, ale Paweł cieszył się tym darem, otrzymanym od Filipian, głównie nie z powodu samego prezentu, lecz dlatego, iż był to dowód ich wzrostu duchowego, tych braci i sióstr, którym głosił dobrą nowinę i o których pomyślność w Prawdzie tak się troszczył.
Źródłem radości dla Pawła była ich wspólnota z nim i troska o niego. Apostoł mówi o nich: radości i korono moja. Wygląda dnia, gdy będzie się z nimi radował w dniu Chrystusa, jeśli nie odstąpią od wiary. Pragnie, aby i oni także radowali się wespół z nim i dopełnili jego radości, pozostając we wspólnocie myśli ze sobą nawzajem. Chociaż wyraża chęć opuszczenia ich i bycia z Chrystusem, to jednak chciałby też z ochotą, jak mówi, pozostać w ciele. Dlaczego? By ich radość była tym większa. Posyła do nich Epafrodyta, aby, gdy go ujrzą, mogli się radować. Paweł wyraża również swe uczucie radości, gdyż Chrystus jest głoszony, więc pisze: z tego się raduję i radować będę. Jest on nawet gotowy cieszyć się ze złożenia siebie w ofierze, jak czytamy w 2. rozdziale: A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi.
Powtórnie apostoł podkreśla, iż radość ta płynie z bycia w Chrystusie, a nie w ciele. Stąd jego nakaz, jego apel do wiernych w Filippi: bracia moi, radujcie się w Panu!
Widzimy zatem z tego krótkiego przeglądu listu i przyczyn radości w nim wyrażonych, że radość Pawła jest całkowicie związana ze sprawami duchowymi. Jest ona rzeczywiście owocem Ducha. Czyż nie czytaliśmy w minionym tygodniu jego słów skierowanych do wierzących Galatów? W rozdziale 5. jego listu, wersetach 22-23 wylicza on owoce Ducha: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. Przeciwko takim nie ma zakonu.
Radość zatem jest jednym z owoców Ducha. Nie jest on łatwy do zdobycia. „Owoc”. Samo to słowo zakłada wzrastanie podobne do wzrostu rośliny. Owoc jest wynikiem procesu wzrostu, jest końcem, a nie początkiem tego procesu. Naturalnym porządkiem rzeczy wydanie owoców poprzedzone jest wieloma zabiegami, wymaga wielu odpowiednich warunków. Uzależnione jest od warunków naturalnych, wpływu na roślinę słońca i wiatru oraz deszczu. Wymaga również pracy gospodarza, który na pewnym etapie tego procesu wspomaga roślinę podporą, na innym etapie przycina ją do tego stopnia, że ktoś niezorientowany uważałby te zabiegi za niszczące i mogące doprowadzić roślinę do śmierci. Lecz na końcowym etapie widzimy gospodarza zbierającego te cenne owoce jego pracy połączonej z działaniem natury, widzimy radość żniw, zbieranie wspaniałych i zachwycających owoców.
Tak się mają sprawy także z wydawaniem owoców duchowych. Dookoła nas są ludzie, którzy nie mają pojęcia o tej radości, o której mówi Paweł, więc nie otrzymamy żadnej pomocy od świata, by uzyskać te drogocenne owoce. Tak pochłonięty jest świat wokół nas swym zabieganiem o przyjemności, że ta radość, o której mówimy, jest całkowicie obca jego doświadczeniu. Próżni/podstępni/fałszywi ludzie, jak zawsze, postrzegają tylko cienie spraw, nawet nie przybliżając się do ich sedna.
Wskazuje się, iż każdy z wymienionych przez Pawła owoców ma swe falsyfikaty, coś, co wygląda na rzecz realną, ale nią nie jest. Dokoła nas mężczyźni i kobiety w świecie sądzą, iż wiedzą, czym jest miłość. W rzeczy samej, czasami wydają się nie mówić czy śpiewać o niczym innym. Ale dostrzegamy, że to, o czym mówią, nie ma prawie nic wspólnego z tym, co mówi Pismo. Ich rodzaj miłości jest falsyfikatem, bynajmniej nie szlachetnym kruszcem, który mylą z prawdziwym.
Tak samo ma się sprawa z radością, drugim z wymienionych przez Pawła owoców. Radość nie jest po prostu odczuwaniem przyjemności. To nie wesołość. To nawet nie szczęście w potocznym rozumieniu tego słowa. Szczęście jest uzależnione od okoliczności, od spraw, które są poza nami, na zewnątrz nas. Radość, którą mamy na myśli, jest owocem Ducha. Szczęście jest ulotne i może zniknąć w jednej chwili. Poważny wypadek, nagła bolesna strata kogoś, niepomyślny wynik prześwietlenia rentgenowskiego – i szczęście znika. Ale radość może przetrwać te ciężkie ciosy, które mogą nas spotykać od czasu do czasu. Radość trwa, ponieważ zależy od tego, co nie może nam być zabrane. Możemy to utracić jedynie przez własną głupotę.
Podstawę tej radości apostoł ukazuje jeszcze w innym miejscu, a jest ona następująca: Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? I jeszcze stwierdza: Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru. [BW: A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani.] Kiedy rozpoczynamy nasze życie w Prawdzie, przyjmujemy bez głębszej refleksji to zapewnienie zawarte na kartach natchnionego Słowa Boga. Na początku jest to li tylko teoria, idea, w którą wierzymy, gdyż poznaliśmy ją, czytając Słowo Boga: Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? […] Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra. Ale w miarę upływu czasu naszej próby to Boże zapewnienie jest poddawane testowi i we właściwym czasie dochodzimy do punktu, kiedy możemy stwierdzić z pełną pokorą i wdzięcznością, że przekonaliśmy się w naszym własnym życiu, iż jest to absolutną prawdą. Dochodzimy do punktu, kiedy możemy spojrzeć wstecz i odkryć, że nawet przeciwności pomogły nam naprawdę w drodze do Królestwa; a kiedy osiągniemy ten etap, to wówczas Boże zapewnienie, że wszystko dzieje się dla naszego dobra, jest nie tylko teorią, lecz opartym na doświadczeniu przekonaniem. Nasze stopy znajdują się na tej samej drodze, co stopy Pawłowe i możemy patrzeć przed siebie i widzieć, że jest to prawdą – oto tu mamy przed sobą Pawła, uciśnionego, lecz niezłomnego, zawsze radującego się, nawet w czasie przeciwności. A jeszcze dalej na tej drodze widzimy Męża boleści, który jednak radował się, choć cierpiał, zamiast doznać należytej mu radości. [w ang.: „ze względu na radość, która czekała na niego w przyszłości”]
Błogosławiony zaiste jest człowiek, który potrafi się radować, jak radował się Paweł, w przeciwnościach, który, kiedy nadchodzi czas próby, upada na kolana i dziękuje Bogu z całego serca za to doświadczenie. Cytowaliśmy już słowa Pawła odnośnie do jego własnych cierpień: A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi. [BW: Ale gdyby nawet krew moja miała być dolana do ofiary i obrzędu ofiarnego wiary waszej, raduję się i cieszę razem z wami wszystkimi.] Ofiary. Uznajemy ją za zasadniczy element Prawdy. Spotykamy się, by pamiętać o najwyższej ofierze, która jest filarem naszej nadziei. Ale chociaż śmierć Jezusa była najwyższą ofiarą, istnieją też inne ofiary, które mają składać jego uczniowie. On jest głową, my jesteśmy jego ciałem, a Paweł wiedział, co znaczy dopełniać braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.
Czasami doświadczająca ręka Boga może ciężko spocząć na nas. Możemy nie widzieć wyjścia, nie widzieć końca sprawy, rozwiązania ciążącego nam problemu. Taka jest intencja Boga, by tak było, abyśmy nauczyli się ufać Mu, a nie sobie samym, ufać naszemu kochającemu Ojcu niebieskiemu. Takie doświadczenie nie wydaje się, by mogło nieść ze sobą radość; w rzeczy samej jest ono wówczas dla nas przytłaczające, ale jest ono częścią procesu wydawania owoców. Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni.
Skupmy teraz naszą uwagę na kwestii ciężkich prób. Z pewnością nie jest to jedyne nasze doświadczenie w Prawdzie i nawet w czasie wielkich nieszczęść zawsze mamy pociechę i pomoc, gdyż nie jesteśmy samotni na tej drodze do Królestwa. Paweł dziękuje za to, że nie jest sam. Czytamy na początku omawianego listu (1.3-5): Dziękuję Bogu mojemu za każdym razem, ilekroć was wspominam, zawsze w każdej modlitwie mojej za wszystkich was z radością się modląc, za społeczność waszą w ewangelii od pierwszego dnia aż dotąd. Paweł dziękuje Bogu stale za społeczność braci i sióstr w Filippi.
Społeczność. Słowo to, niestety, straciło na swym znaczeniu w ostatnich czasach z powodu wielu rozłamów, które spadły na nas, ze względu na konieczność zachowania czystości nauki, więc musimy często mówić o kimś, że nie mamy już z nim społeczności albo że ktoś jest teraz w innej społeczności. To smutne, gdyż słowo „społeczność” jest pięknym słowem, wspaniałym słowem. Mówi ono o partnerstwie, współdziałaniu w wielkim dziele. Mówi ono o wspólnocie doświadczeń, o przyjaźni pomiędzy braćmi i siostrami, przyjaźni opartej na fakcie, że wszyscy jesteśmy przyjaciółmi Jezusa. Słowo to ma również znaczenie praktyczne. Paweł potwierdza, że Filipianie współdziałali z nim w jego pracy, że służyli mu także pomocą materialną, by mu pomóc w jego dziele głoszenia. Wiedzieli, jak i wszyscy uczniowie wiedzą, że prawdziwe bogactwo nie polega na tym, co mamy, lecz na tym, czym służymy innym.
Zatem w rozdziale 4. niniejszego listu, wersecie 10, Paweł wyraża swą wielką radość w Panu: … uradowałem się wielce w Panu, że nareszcie zakwitło staranie wasze o mnie, ponieważ już dawno o tym myśleliście, tylko nie mieliście po temu sposobności. Czy i my też pragniemy znaleźć taką radość we wspólnocie? Po pierwsze, musimy szukać sposobności do spotkania się ze sobą – to oczywiste. Następnie, spotkawszy braci i siostry, choćby na niedzielnym łamaniu chleba, musimy dążyć do przekazania im naszych dóbr duchowych, bogactwa Prawdy, które odkryliśmy, studiując Słowo. Tak możemy dzielić się w pełni naszym bogactwem i zbierać plony naszej społeczności w Chrystusie.
Inna kwestia: bądźmy wystarczająco pokorni, by przyznać, że czasami potrzebujemy pomocy innych. Głupotą jest myślenie, że poradzimy sobie sami. Dzieci, nawet dorosłe dzieci, czasem nadal potrzebują swoich rodziców, a rodzice mogą być wdzięczni swym dzieciom. Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem na tej wspólnej drodze do Królestwa. Czasem nasi bracia i siostry czekają, są gotowi nam natychmiast pomóc. Nie odrzucajmy ich oferty, lecz dziękujmy Bogu z radością, jak czynił to Paweł, za ich troskę.
W taki sposób między innymi ten cenny owoc, radość, może dojrzewać w naszym życiu, jeśli mu na to pozwolimy. Wymaga czasu i poddawania próbie wiary przekonanie się,
że wszystkie nasze doświadczenia, bez wyjątku, są stworzone specjalnie po to, by powiększyć naszą radość w Chrystusie. Pomyślne wiatry, deszcze, słońce i opiekuńcza ręka gospodarza – to one, w odpowiednim czasie, wydadzą owoce na chwałę Boga.
Niedzielne nauczanie jest pełne, o ile prowadzi do rozważania dzieła naszego Nauczyciela, dokoła którego stołu dzisiaj zebraliśmy się. Czy zatem możemy nie zastanawiać się nad kwestią radości w powiązaniu z osobą samego Jezusa? Był on mężem boleści. Niewiele razy w ewangeliach czytamy o Jezusie, który się raduje. Fakt, że są one nieliczne, czyni je wszystkie tym bardziej pouczającymi i służy podkreśleniu tej niezwykłej cechy naszego umiłowanego Pana i nauczyciela – zupełnego braku egoizmu, jego całkowitego poświęcenia, jego stałej troski o innych.
W ewangelii Łukasza mamy zapis takiego przypadku, kiedy Jezus dziękuje Bogu i raduje się, ponieważ – jak mówi – te rzeczy (rzeczy związane z Prawdą) zakryłeś przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. [w ang. „dzieciom”] To z pewnością jest powód, byśmy się radowali także dlatego, że nie jesteśmy wśród „mądrych i roztropnych” tego świata. Jeśliby Prawda była zarezerwowana dla nich, to nie byłoby dla nas nadziei. Dla nas, nic nieznaczących w oczach świata; ale czy jesteśmy „prostaczkami”? Czy jesteśmy „prostaczkami”/„dziećmi” w takim znaczeniu, jakie miał na myśli Jezus? Czy jest w nas ta szczerość dziecka, ufność dziecięca, ta gotowość przyjęcia na wiarę Słowa życia, przekonania, że nasz Ojciec niebieski nie zapomni o nas ani nas nie zawiedzie?
Inne miejsce, gdzie mówi się o radości naszego Nauczyciela, znajduje się w ewangelii Jana, w owym dyskursie z uczniami pod koniec jego posługi na ziemi; Jana 15.11. Znów ujawnia się tu troska Jezusa o swoich uczniów: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. A także w jego modlitwie, J 17.13: Ale teraz do ciebie idę i mówię to na świecie, aby mieli w sobie moją radość w pełni. Tę radość Jezus pragnie dzielić z tobą i ze mną. Radość tę powinniśmy znajdować w słuchaniu jego słów i w zachowywaniu jego przykazań, jak to robimy też teraz.
W obliczu stołu Pańskiego możemy zrzucić z naszych ramion nasz ciężar na niego. Możemy uczynić to, co i on uczynił, możemy patrzeć w przyszłość, wznosząc oczy w górę. Jezus zamiast doznać należytej mu radości, wycierpiał krzyż. [w ang.: „ze względu na radość, która czekała na niego w przyszłości, wycierpiał krzyż”] Czyż nie możemy uczynić tego samego, kiedy weźmiemy pod uwagę radość, która nas czeka, radość, która przewyższy absolutnie najlepsze i największe z naszych teraźniejszych doświadczeń? Gdybyśmy zsumowali wszystkie radości doświadczone przez nas w ciągu naszego życia, to otrzymalibyśmy naprawdę pokaźną sumę. Bez wątpienia jedni mieliby jej więcej, inni mniej, ale wszystkim nam jest znane doświadczanie od czasu do czasu uczucia wielkiej radości.
Pomyślmy o niektórych powodach, dla których odczuwaliśmy radość, radowaliśmy się przed Bogiem. Może to radość znalezienia Prawdy po wielu latach poszukiwań? A może radość powrotu do zdrowia i czucia, jak dzień po dniu siła wraca do naszego ciała? Może radość znalezienia towarzysza życia, który dzieli z nami służbę Bogu? Czy może radość połączenia się z rodziną i przyjaciółmi po długim przymusowym rozdzieleniu? Albo radość z bycia świadkami chrztu swych dzieci, wnuków może? Może radość ulgi, gdy nagle spada z
nas ciężar wielkiego niepokoju? Radość zauważania obecności ręki Boga w zachodzie słońca czy w rozgwieżdżonym niebie, czy w malutkim dzikim kwiatuszku. Radość odkrywania nieoczekiwanych skarbów w Słowie Boga. Radość chodzenia po górach, wychwalania Boga śpiewem na cały głos. Radość wieczoru spędzonego z przyjaciółmi przy kominku, czytania i rozważania Słowa.
Wszyscy doświadczyliśmy przynajmniej niektórych z tych radości, a pewnie o wiele jeszcze więcej innych. Gdybyśmy mogli zrobić jedną wielką stertę z naszych radości, byłoby to niczym w porównaniu z radością, która czeka nas w przyszłości, w dniu, gdy spotkamy naszego Pana, o którym śpiewamy: „Z radością ujrzymy Pana chwały” i, daj Boże, usłyszymy słowa łaskawego zaproszenia z jego ust, ust, które dawno temu wyrzekły tę obietnicę, której wypełnienia czekamy do dziś dnia: …lecz znowu ujrzę was, i będzie się radowało serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej.