Dziesięciu trędowatych

ZBLIŻAŁY SIĘ ostatnie tygodnie posługi Jezusa, podczas których głosił on dobra nowinę o Bożym Królestwie swym współbraciom Żydom i uzdrawiał wielu chorych, których przynoszono do niego. Schodząc ze „świętej góry” (2 P 1.18), góry, na której Jezus objawił się w chwale Piotrowi, Jakubowi i Janowi, prawdopodobnie góry Hermon, Jezus postanowił udać się do Jerozolimy (Łk 9.51). W czasie tej drogi musiał iść przez Samarię. Wrogo usposobieni tamtejsi wieśniacy zakazali im wstępu, ponieważ była to grupa Żydów podróżująca do pogardzanej przez nich Jerozolimy. Żaden szanujący się Samarytanin nie dałby gościny Żydowi, szczególnie będącemu w drodze do Jerozolimy.

Która świątynia?
Jednym z powodów ostrego konfliktu między Samarytanami a Żydami było właściwe usytuowanie świątyni. Żydzi słusznie twierdzili, że powinna ona znajdować się w Jerozolimie, lecz Samarytanie utrzymywali, iż dom Boga powinien stać na górze Garizim i tam też zbudowali oni świątynię. Reputacja Jezusa, jego niezwykłe nauki i cudowne uzdrowienia, wszystko to wskazywało na zupełnie realną możliwość, iż był on rzeczywiście oczekiwanym Mesjaszem. Jeśli Jezus by zdecydował, że Samarytanie mają rację sytuując świątynię na Garizim, przyjęliby go natychmiast z radością i entuzjazmem. Jednak, kiedy Jezus powiedział, iż podróżuje do Jerozolimy, miasta żydowskiego, to wystarczyło – postanowili nie mieć z nim nic wspólnego.
Św. Łukasz pisze: Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze (pomiędzy) Samarii i Galilei. (Łk 17.11) Jezus celowo unikał podróżowania przez geograficzne terytoria zarówno Samarii, jak i Galilei, podążając wzdłuż ich granic w kierunku rzeki Jordan. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka (w. 12).

„Poza obozem”
Prawo było bezkompromisowe w sposobie, w jaki ofiary tsara’at (trądu) miały być wyłączone ze społeczności: Przez cały czas trwania tej choroby (hbr. negas, co znaczy „dotknięty”, „zaatakowany”, „uderzony”) będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem. (Kpł 13.46) Lecz wydaje się, że chociaż poszczególne ofiary dotknięte tsara’at były wykluczane ze zdrowej społeczności, to nie unikały one towarzyskich kontaktów ze swoimi towarzyszami niedoli. Można przypomnieć owych czterech trędowatych, którzy siedzieli u wejścia do bramy w okresie głodu za czasów działalności Elizeusza, którzy podjęli wspólną decyzję zejścia do obozu, a nie śmierci przed bramą.
Jak tego wymagało Prawo, owych dziesięciu dotkniętych chorobą ludzi pozostawało w oddaleniu, lecz to nie uniemożliwiało tym biednym wyrzutkom desperackiego błagania o pomoc. Razem, jednym głosem zgodnie wołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami (w. 13). Zaledwie ten krzyk się urwał, natychmiast, bez widocznej przerwy ani żadnych słów dociekania, Jezus po prostu powiedział: Idźcie, pokażcie się kapłanom. (w. 14) Wydaje się, że wszyscy ci ludzie wiedzieli dokładnie, co to oznacza. Rozumieli w pełni, że Prawo wymaga rytualnego oczyszczenia z choroby, czyli było konieczne, aby pokazali się kapłanowi. Musieli otrzymać oficjalne potwierdzenie oczyszczenia się z trądu, zanim mogli zostać w pełni przyjęci na powrót do żydowskiej społeczności i nie być już dłużej uznawanymi za wyrzutków.
Mamy tu do czynienia z jednym spośród wielu przykładów mających miejsce w czasie działalności Jezusa, kiedy pokazuje on swe posłuszeństwo wymogom Prawu Mojżeszowemu. On sam został „zrodzony pod prawem”, tak więc był mu posłuszny, gdyż było to prawo jego Ojca. Dlatego, chociaż kapłani byli śmiertelnymi wrogami Jezusa, polecił on, by te nieszczęsne dusze czyniły to, czego wymaga Prawo.
Ci ludzie pojęli w lot, co Jezus kazał im zrobić, ponieważ gdy szli, zostali oczyszczeni. Greckie słowo tłumaczone „oczyszczeni” znaczy „uczynić czystym” – usunięcie fizycznej plamy lub brudu, albo chorób, szczególnie tych, które wiązały się z oszpeceniem. Ta perspektywa tak wypełniła serca tych ludzi, że kiedy pośpieszyli, by znaleźć kapłana w świątyni, przerażająca przypadłość znikła. Lecz nie byli oni prawnie oczyszczeni dotąd, dopóki nie odbyli pełnych obrządków i nie złożyli ofiar w czasie siedmiodniowego rytuału wymaganego przez Prawo Mojżeszowe. Przy innej okazji Jezus po prostu dotknął chorego mężczyzny i został on natychmiast oczyszczony: ale Jezus potem nakazał temu mężczyźnie, by pokazał się kapłanowi (Mt 8.3-4).

W różnych kierunkach
Ap. Łukasz kontynuuje: Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. (Łk 17.15-16) Dziewięciu z tych mężczyzn było Żydami, dlatego mieli udać się do świątyni w Jerozolimie, by wypełnić prawne nakazy w następstwie swego cudownego uwolnienia od ciężaru ich choroby. Lecz Samarytanin musiał podążyć w innym kierunku, do świątyni na górze Garizim, gdzie mieszkał jego kapłan. Garizim była górą błogosławieństwa (Pwt 11.29) i to stamtąd ogłoszono błogosławieństwo za posłuszeństwo wobec uroczystego zgromadzenia Izraela.
Tych wszystkich dziesięciu mężczyzn pokazało przez swą natychmiastową reakcję godną pochwały wiarę w to, co Jezus mógł dla nich uczynić i to w czasie, kiedy udali się w drogę w odpowiedzi na nakaz Jezusa, szczęśliwi uświadomili sobie, że zostali uzdrowieni. Mamy tu jedną z podstawowych nauk zawartych w Piśmie świętym: wiara w Pana Jezusa, posłuszeństwo jego przykazaniom i całkowite pewność, że ma on wolę uzdrowić, jeśli bez zastrzeżeń zastosujemy się do jego instrukcji. We właściwym czasie, jeśli wierzymy i jesteśmy pewni swej wiary, my także zostaniemy uzdrowieni. Mamy zatem tę pewność, że podczas sądu zostaniemy zgodnie z prawem oczyszczeni i unieśmiertelnieni.

Jeden wdzięczny człowiek
Samarytanin upadł na twarz do nóg Jezusa i dziękował Mu. Mamy tu greckie słowo eucharisteo, słowo, którego Jezus użył, składając dziękczynienie przy ustanawianiu zwyczaju łamania chleba i picia wina. Rzeczownik „eucharist” jest używany przez niektóre kościoły do opisania ostatniej wieczerzy. Dziękczynienie jest wyrazem radości skierowanej do Boga i jest określane jako owoc Ducha Świętego. Św. Paweł w swym liście do Kolosan napisał: zapuśćcie w Niego korzenie i na Nim dalej się budujcie, i umacniajcie się w wierze, jak was nauczono, pełni wdzięczności. (Kol 2.7) Gdzie indziej pisze: W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. (1 Tes 5.18)
Teraz widzimy, że Samarytanin, kiedy zobaczył, iż został uzdrowiony, zorientował się, że była to nagroda dla niego za jego wiarę w Jezusa. Chwalił Boga „donośnym głosem”. Jezus słyszał ten okrzyk radosnego sławienia Boga z oddali. Ów człowiek chciał, żeby Jezus wiedział, iż jego radość nie może być tłumiona. Już nie był dotknięty straszną zarazą tsara’at, chodząc z obowiązkowym kapturem zakrywającym wąsy i wołając „Nieczysty, nieczysty”. Mógł on teraz powtórzyć modlitwę Dawida: Panie, … biadania moje zmieniłeś mi w taniec; wór mi rozwiązałeś, opasałeś mnie radością, by moje serce nie milknąc psalm Tobie śpiewało. Boże mój, Panie, będę Cię wysławiał na wieki. (Ps 30.11-13).
Lecz potem ten Samarytanin, zamiast stać w oddaleniu, podszedł do Jezusa, upadając do jego stóp i wylewając z siebie nieustannie żarliwe słowa dziękczynienia. Jezus odpowiedział: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu?
żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec.
Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła. (Łk 17.17-19) Owych dziewięciu Żydów zostało oczyszczonych i w odpowiedzi na słowa Jezusa udali się, by dopełnić rytuału wymaganego przez Prawo. Lecz ów „cudzoziemiec”, Samarytanin, nie miał gdzie iść, gdyż nie było kapłana na Garizim mającego prawo spełnienia wymogów Prawa. Nie miał innej możliwości, jak tylko przyjść do Jezusa, prawdziwego Najwyższego Kapłana. Ów cudzoziemiec-Samarytanin, uznając swoją całkowitą osobistą podległość Jezusowi, swemu zbawcy, był więcej niż oczyszczony – był zbawiony.
Dziewięciu Żydów zastosowali się do poleceń Jezusa. Lecz dostarczyli Jezusowi mniej radości, gdyż zabrakło im tej osobistej wdzięczności dla kogoś, kto ich oczyścił. Ich reakcja była automatycznym uznaniem faktu, że Prawo wymagało, by poddali się prawnemu rytuałowi, zanim ich społeczność będzie mogła ich przyjąć do swego grona. Lecz nie potrafili spojrzeć ponad Prawem na kogoś znajdującego się pośród nich, kto mógł dać im zbawienie; coś, czego Prawo uczynić nie było w stanie. Samarytanin nie miał śmiertelnego kapłana, do którego mógłby się udać, ale szybko dostrzegł, że ten, który go uzdrowił, był naprawdę Najwyższym Kapłanem Boga.

Norman Mitchell