23.04.

W pierwszym naszym czytaniu, z Księgi Powtórzonego Prawa, Mojżesz przedstawia Izraelowi wielkość Boga, który uwolnił ich z niewoli egipskiej i który dał im wielkie obietnice i błogosławieństwa, które czekały na nich w ziemi przyrzeczonej Abrahamowi i patriarchom, a także kładzie na barki Izraela wielką odpowiedzialność jako narodu wybranego przez Boga, lecz, jak obrazowo przedstawia Stary Testament, ten specjalny związek, do którego wezwał Bóg Izraela, został przez nich z pogardą odrzucony. W Psalmach czytamy te słowa: Wyrwałeś winorośl z Egiptu, wygnałeś pogan, a ją zasadziłeś. Grunt dla niej przygotowałeś, a ona zapuściła korzenie i napełniła ziemię. Góry okryły się jej cieniem, a cedry Boże jej gałęźmi. (Ps 80.9-12)
Tak więc Bóg rzeczywiście wyrwał tę winorośl z Egiptu i uczynił dla niej wszystko, przygotował dla niej grunt i wzmocnił ją, i wyrosła wspaniale. Ale zaraz potem psalmista zadaje pytanie: Dlaczego jej mury zburzyłeś, tak że zrywa z niej [grona] każdy, kto przechodzi drogą, że ją niszczy dzik leśny, a polne zwierzęta obgryzają? Wspaniała winorośl, której dano tak niezwykłe obietnice, była teraz zniszczona i obgryzana przez dzikie zwierzęta, więc psalmista pyta: Dlaczego?
Cóż, odpowiedź daje nam Izajasz. W Iz 5.3-7 czytamy słowa Boga: Teraz więc, o mieszkańcy Jeruzalem i mężowie z Judy, rozsądźcie, proszę, między Mną a między winnicą moją. Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem w niej? Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, ona cierpkie dała jagody? Więc dobrze! Pokażę wam, co uczynię winnicy mojej: rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono; rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano. Zamienię ją w pustynię, nie będzie przycinana ni plewiona, tak iż wzejdą osty i ciernie. Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz. Otóż winnicą Pana Zastępów jest dom Izraela, a ludzie z Judy szczepem Jego wybranym. Oczekiwał On tam sprawiedliwości, a oto rozlew krwi, i prawowierności, a oto krzyk grozy.
Zatem Bóg, który zasadził tę cenną winorośl, oczekiwał, że wyda ona owoce, lecz nie znalazł na niej niczego, oprócz kwaśnych i niejadalnych winogron, tak więc ziemi, w której zasadzono tę cenną winorośl, która była tak pieczołowicie przygotowywana i pielęgnowana, pozwolono, by na powrót stała się ugorem, by leżała odłogiem, by została pokryta kamieniami i by przejęły ją na swe dominium dzikie zwierzęta. Ale wiemy, że plan Boga nigdy nie zawiedzie. Nieubłaganie wiedzie on do przewidzianego przez Boga celu, dlatego ukazuje się nam nową winorośl, prawdziwą winorośl; w J 15. Jezus, za sprawą woli Boga, pojawia się przed Izraelem stwierdza: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest winogrodnikiem. Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc.
Tak więc Jezus mówi tu do nas w taki sam sposób, jak Mojżesz mówił do Izraela. Bóg wezwał nas do związku przymierza, abyśmy wydali owoce na chwałę i cześć Bożego Imienia, a nauka, jaką nam daje Jezus, jest tą nauką, którą przeoczył Izrael. Następnie stwierdza, że istnieje tylko jedna droga, która wiedzie do wydania owoców oczekiwanych przez Boga. W wersetach 4-5 czytamy słowa Jezusa: Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – o ile nie trwa w winnym krzewie – tak
samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.
Jezus wyjawia nam tutaj bardzo ważną prawdę. Jest dla nas jasne, kiedy przyjrzymy się jego słowom, iż Jezus nie mówi, że jest łodygą, a my gałęźmi. Nie, Jezus jest całą winoroślą. Jest korzeniem, łodygą, gałęźmi i nowymi pędami, a my będziemy rodzić owoce, jedynie stanowiąc integralną jej część. Jest to analogia, którą pokazuje tak przejrzyście na innym przykładzie Paweł w liście do Koryntian, analogię do współpracujących ze sobą części jednego ciała. Winorośl rozkwita jedynie dzięki wszystkim jej częściom współpracującym w harmonii; korzenie dostarczają wody i składników pokarmowych z gleby, w liściach następuje fotosynteza światła, wąsy czepne chwytają się podpór, by utrzymać winorośl w pionie. Ta kompletność to obraz ciała Chrystusowego i jeśli jesteśmy jego częścią, to Jezus oświadcza, że wydamy owoce; a tego oczekuje od nas Bóg, ode mnie i od ciebie.
W tych wszystkich słowach, wypowiedzianych przez Jezusa, znajduje się chyba słowo kluczowe, które mówi nam, jak możemy wydać oczekiwane owoce, jak możemy być w Chrystusie-krzewie winnym. To słowo, które pojawia się kilkakrotnie w przytoczonych wersetach, a jest nim słowo „wytrwajcie”. Musimy wytrwać w Chrystusie. Werset 4: Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – o ile nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Trzy razy w tym wersecie Jezus zwraca uwagę na ów akt posłuszeństwa, a zauważamy na początku tego wersetu, że jest to wytrwanie obustronne; wytrwajcie we mnie, mówi Jezus, a ja wytrwam w was. Jest to proces dwukierunkowy, ale zainicjowanie go powinno wyjść od nas. Musimy chcieć wytrwać w Chrystusie, a czyniąc tak, decydujemy, że pozwolimy Chrystusowi wytrwać w nas.
Judasz był tym, który zdecydował, że nie będzie trwać w Chrystusie-krzewie winnym, a po nim było wielu innych. Werset 6: Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Niepożądane gałęzie krzewu winnego zostały na wiosnę obcięte i spalone, ponieważ były bezużyteczne, jak to przedstawił bardzo obrazowo prorok Ezechiel. Być może słowa Jezusa, kiedy je wypowiadał w tamtym czasie, miały większą siłę. Była wtedy wiosna, obcinano wiosenne przyrosty, i być może na wzgórzach wokół Jerozolimy widać było tlące się ogniska, w których palono zbędne gałęzie, co wzmacniało siłę obrazu całkowitego unicestwienia tych, którzy nie wybiorą trwania w Chrystusie-krzewie winnym.
Ale Jezus użył słowa „trwać” powtórnie w wersetach 7-8: Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. W jaki sposób Słowo może trwać w nas? By sobie pomóc w odpowiedzi na to bardzo ważne pytanie, poświęćmy kilka chwil na przypatrzenie się innemu porównaniu wziętemu z dziedziny rolnictwa, użytemu przez Jezusa, gdyż sądzimy, że te dwa ustępy mają ze sobą wiele wspólnego w sposobie myślenia na temat tego ważnego przesłania.
W swej przypowieści o siewcy Jezus wypowiedział te słowa: Ziarnem jest słowo Boże. To Słowo, które – mówi Jezus – ma w nas trwać, aby z kolei Chrystus mógł trwać w nas i żebyśmy mogli wydać obfity owoc. Cóż, zastanówmy się nad tym ziarnem, które Jezus chce w nas posiać. Pierwszą rzeczą, jaką wiemy z nauk przyrodniczych, jest to, że ziarno nie może uczynić niczego, o ile nie zostanie posiane. Archeolodzy odkryli ziarna w grobach faraonów, ziarna, które pozostają wciąż ziarnami, a jednak kilka tysięcy lat później, jeśli zostałaby im dostarczona woda oraz składniki odżywcze, nadal mogłyby ożyć. Tak samo ma się sprawa ze Słowem Bożym. Może ono pozostawać uśpione, o ile nie weźmiemy go do swego wnętrza i nie pozwolimy jego zawartości w nas wzrastać.
Wielu z nas być może w tej chwili jest zajętych kupowaniem torebek z ziarnem w sklepach ogrodniczych i kiedy patrzymy na te torebki, zazwyczaj widzimy na opakowaniu zdjęcie w pełnej krasie tego, co jest zawarte w postaci ziaren w tej torebce. Pokazuje nam ono, co ktoś mający wiedzę ogrodniczą może uczynić z owymi ziarnami. Ale wiemy, że o ile nie postąpimy odpowiednio z tymi nasionkami, nic z nich nie urośnie; nie będą one dla nas cenne ani też nie będą nam przynosić korzyści. Na odwrotnej stronie opakowania znajduje się szczegółowa instrukcja odnośnie do siania i uprawy, w czym dostrzegamy bardzo bliską analogię ze Słowem Boga. W nim również znajdujemy obrazy owoców wyrosłych z Ziarna, ale musimy przygotować glebę, musimy opiekować się rosnącą rośliną, aby móc wydać owoce w naszym życiu.
Słowo mówi o każdym aspekcie naszego życia i każdy z nas ma w swym sercu różne rodzaje gleby, co zostało przedstawione w przypowieści o siewcy. Jeśli sądzimy, że wszyscy jesteśmy posiadaczami dobrej gleby i jedyną kwestią jest, czy wydajemy owoc dziesięciokrotny, trzydziestokrotny czy stokrotny, to myślę, iż samych siebie oszukujemy. Każdy z nas ma w sobie zarówno cząstkę tej ubitej, jałowej ziemi pobocza drogi, tego kamienistego gruntu, te ciernie, które próbują przeszkadzać nam w naszym życiu, jak i żyznej gleby, jak opisuje Izajasza pieśń o winnicy, czytana kilka chwil temu, w której prorok pokazuje, jak szybko ta winnica, której ziemia była doskonała, której gleba była niezwykle żyzna i płodna, jak szybko ta gleba może stać się kamienista, wypalona i sucha, porośnięta przez ekspansywne ciernie. Jezus mówi nam, że musimy pozwolić Słowu Boga na odwrócenie tego stanu rzeczy, by ziemia została spulchniona, kamienie usunięte, gleba nawodniona, a chwasty wyrwane i wyrzucone. Wówczas wydamy owoce, których oczekuje od nas Bóg.
Zastanówmy się zatem nad tymi różnymi rodzajami gleby, w której w jednej paraboli chwasty, a w drugiej winorośl może rozkwitać i rosnąć. Jezus mówi nam o tym pierwszym rodzaju gleby w Łk 8.12: Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Gleba, o której tu mowa, jest zbita i twarda, tak że ziarno nie może znaleźć się pod jej powierzchnią i wykiełkować. Apostoł Paweł, pisząc do Hebrajczyków, ma nam do przekazania bardzo mocne słowa, nad którymi powinniśmy się zastanowić. Mówi on: …zachęcajcie się wzajemnie każdego dnia, póki trwa to, co dziś się zwie, aby żaden z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu. (Hbr 3.13) Jeśli jesteśmy z samymi sobą uczciwi, to wiemy, że każdy z nas ma słabe punkty, obszary, z którymi powinniśmy, zgodnie z nauką
Słowa, coś zrobić, ale usprawiedliwiamy tę naszą bieżącą sytuację; nic z tym nie robimy, zamykamy oczy i uszy na biblijne nauczanie. To właśnie zatwardzanie serca, to ziemia z pobocza, więc można zrobić tylko jedno. Musimy wzruszyć tę ziemię i pozwolić na przeniknięcie weń ziarna, by rzeczywiście mogło ono wykiełkować. O dziwo, Słowo nie jest tylko ziarnem, ale to również narzędzie do wzruszenia powierzchni gleby. Znów w liście do Hebrajczyków znajdujemy te słowa Pawła: Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca. (Hbr 4.12) Zatem czytanie Słowa nie wystarcza. Należy go używać, stosować je; wówczas przebije się ono przez zewnętrzną skorupę, wskaże nam nasze niedostatki i zachęci do zmiany.
Prorok Ozeasz zachęcał lud, używając podobnych porównań z dziedziny rolnictwa. Mówi on: Siejcie w sprawiedliwości, żnijcie w miłości, uprawcie nowy ugór, bo już czas szukać Pana, aby przyszedł i nauczył was sprawiedliwości. (Oz 10.12) Zatem uprawmy nasz ugór, szukajmy Pana na wszystkich drogach, byśmy mogli znaleźć Jego mądrość i w ten sposób wydawać dobre owoce w naszym życiu.
W omawianej przypowieści Jezus pokazuje nam następny typ gleby: Na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. Cóż, nasze charaktery również, jeśli chodzi o nasze codzienne życie, gdy jesteśmy szczerzy sami ze sobą, są podobne do tej gleby, są w nich obszary, gdzie nasza wiara jest płytka, skąd się ulatnia w okresie stresu czy ciężkich doświadczeń. Upadek ten zdarza się, ponieważ diabeł skrada Słowo z naszych serc. Grzech w naszym ciele, ów dawny człowiek, ciągle walczy z nowym człowiekiem ducha i od czasu do czasu triumfuje. Kiedy nadchodzi chwila próby, dobrze wiemy, co jest słuszne, ale nie czynimy tego. Ufamy swemu własnemu rozumowi i wówczas nie duch nami kieruje, ale ciało. Nie ma sensu udawać, że to się nam nie zdarza. Mamy w Biblii tak liczne przykłady wspaniałych ludzi, które pozwalają nam zdać sobie sprawę, iż jest to stałe niebezpieczeństwo, grożące i nam. Aaron i złoty cielec; Piotr z judaizującymi braćmi odwiedzający Antiochię, to tylko nieliczne przyklady. Nikt z nas nie jest wyjątkiem, wolnym od tych momentów słabości. Upalne lata, które czasem mamy, z pewnością dobrze ilustrują nam realia przypowieści Jezusa. Młode sadzonki, które posadziliśmy, jeśli nie są przez nas regularnie podlewane, szybko więdną i usychają, ale regularne podlewanie i spryskiwanie ich pozwala przetrwać roślince do czasu, kiedy będzie miała wystarczająco mocne korzenie, by sama rosnąć, i to znów w liście do Hebrajczyków znajdujemy duchowe podobieństwo do naszej sytuacji. Paweł mówi: …przystąpmy z sercem prawym, z wiarą pełną, oczyszczeni na duszy od wszelkiego zła świadomego i obmyci na ciele wodą czystą. Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę. (Hbr 10.22-23) Tak więc gdy grunt wiary naszych serc zaczyna być jałowy, wówczas bardziej niż kiedykolwiek indziej, jak mówi nam tu Paweł, potrzebujemy naszego arcykapłana. Musimy się do niego przybliżyć, gdyż wiemy, że nas rozumie i przyrzekł nam, iż jest wierny, że jeśli będziemy w niego wierzyć, to nasze serca obleją wody żywe, płynące z jego serca. W owym krytycznym momencie, kiedy czujemy, że listki zaczynają się zwijać na brzegach, kiedy diabeł bierze w nas górę, wtedy, jak mówi Paweł, przystąpmy z sercem prawym, z wiarą pełną. I znów, mamy
wiele przykładów takich kryzysowych chwil próby w Biblii, choćby w przypadku Nehemiasza, który wtedy pomodlił się do Boga niebios.
Następną kategorią gleby, którą przedstawił nam Jezus, jest ta, gdzie ziarno padło między ciernie i oznacza tych, którzy usłyszeli, ale idąc drogą wśród trosk, bogactw i rozkoszy życia, ulegają przyduszeniu i nie dochodzą do dojrzałości. Być może w tym przypadku istnieje jedno z największych niebezpieczeństw dla nas w dzisiejszych czasach, obszar, na którym nasze serca mogą nas zwieść najłatwiej. Roślina wyrosła z nasienia, na co zwracamy uwagę w tej przypowieści, nie umiera, jak to się działo w pozostałych przypadkach. Po prostu nie wydała owoców. Z pozoru tylko była dojrzała. Wyglądała obiecująco, ale nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Cóż, czy jesteśmy do niej podobni? Zastanówmy się bardzo dogłębnie nad taką możliwością, gdyż musimy zastanowić się przez chwilę nad potępieniem przez Jezusa niewydającej owoców gałęzi krzewu winnego. Zostanie ona odcięta, wyrzucona i spalona. Musimy pomyśleć o Jezusie, kiedy podszedł do krzewu winnego i nie znalazł na nim owoców, tylko liście. Następnego dnia był on już uschnięty.
Bezwartościowe jest udawanie wzrostu i bujnego rozwoju. To po owocach, mówi nam Jezus, będziemy oceniani. Dlatego musimy bardzo uważać, by chwasty, które są tak wszechobecne w świecie dokoła nas, nie wyrosły na gruncie naszych serc i nie przejęły nad nim kontroli. Chwasty z samej swej natury są bardziej żywotne, niż pożyteczne uprawy, ale nie mogą one rosnąć obok siebie, gdyż chwasty zawsze będą dominować. Żaden sługa – mamy powiedziane – nie może dwóm panom służyć, i jeśli – jak ja – macie powoje w swoim ogrodzie, to upór i przewrotność ich korzeni przemawiają dobitniej, niż mogę to uczynić ja dzisiejszego ranka. Bez względu na to, co uczynimy, jak energicznie będziemy próbować pozbyć się tego chwastu, kilka tygodni później pojawia się znów, rozpychając się i próbując wyprzeć pożyteczne rośliny, które hodujemy w ogrodzie. Jakże musimy być uparci, by mieć je pod kontrolą.
W obecnym wieku materializmu i my jesteśmy w mniejszym czy większym stopniu dziećmi naszych czasów. Liczą się tylko pieniądze, ich zdobywanie, a to może zmniejszać nasze zawierzenie Bogu oraz zachęcać do polegania na rzeczach materialnych. Lecz wielka zachęta płynie do nas z Bożego Słowa. Przypowieść mówi nam, że chwasty nie niszczą rośliny, one tylko powstrzymują jej wzrost i hamują jej owocowanie. Zatem nie ma znaczenia, gdzie się teraz znajdujemy, zawsze mamy sposobność do przerośnięcia chwastów, uczynienia miejsca dla nasion, by znów wzrosły w pełni, wydając dojrzałe owoce. Ale i odwrotnie; w Księdze Izajasza mamy ostrzeżenie w przypowieści o winnicy. Jakże szybko chwasty mogą zapuścić korzenie w dobrej ziemi i wchłonąć rosnące tam rośliny! Jedyny sposób na rozwiązanie tego problemu w naszym życiu, o czym mówi nam Jezus, jest pozwolić jego słowom zapaść głęboko w nasze serca, nie tylko zapaść, ale i dać im wzrosnąć, rozkwitnąć i się rozwijać.
Spójrzmy zatem teraz na opis ostatniego gruntu, ukazanego nam przez Jezusa w ewangelii Łukasza: A to, które padło na dobrą ziemię, oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc. Tutaj z pewnością kluczowym dla nas słowem jest „wytrwałość”. Nic się nie dzieje natychmiast i dlatego trwały
proces jest tak ważny. To stały związek z Jezusem poprzez Słowo powoli nas zmienia i wydaje doskonałe owoce. Nic nie staje się w jednej chwili. I znów, ci z nas, którzy zajmują się ogrodnictwem, wiedzą, co nastąpi, gdy wysiejemy ziarna. Idziemy tam następnego dnia, wyobrażając sobie, że w jakiś cudowny sposób przez jedną noc roślinki wyjdą z gruntu i będą wzrastać ku niebu. Ale następnego dnia rabatka wygląda tak samo, i następnego dnia także nie widzimy żadnych oznak wzrostu, lecz wzrost ten wolno, acz nieustannie się dokonuje; i tak właśnie powinno rozwijać się nasze życie, powinien następować ów proces powolnego, ale niezahamowanego wzrostu. Jak powiedział w innym miejscu Jezus: Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie. Tego samego doświadczymy i my, jeśli, o czym mówiliśmy dzisiejszego ranka, wzruszymy leżący odłogiem grunt naszych serc. Jeśli nawodnimy go dobrze tą żywą wodą płynącą z wnętrza Chrystusa, jeśli nie dopuścimy do rozprzestrzeniania się owych ekspansywnych chwastów, to wówczas nasze serca, nasze charaktery, nasze życie powoli, ale na pewno wyda prawdziwe owoce, które oddadzą cześć i chwałę Imieniu Boga.
Powróćmy do ewangelii Jana 15, od której rozpoczęliśmy nasze rozważania, i przyjrzyjmy się na powrót niektórym słowom Jezusa, aby skupić teraz nasze myśli na emblematach znajdujących się na tym stole. Jeśli pozwolimy Słowu, by trwało w nas, jak to stwierdziliśmy wcześniej, i byśmy wydali dobre owoce, to, jak powiedział Jezus, będziemy trwać w nim i będzie nas nazywał swymi przyjaciółmi. Jan 15.10: Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej, jak i ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i trwam w miłości jego. Werset 15: Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego; lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, co słyszałem od Ojca mojego, oznajmiłem wam. Jezus wezwał nas, byśmy byli jego przyjaciółmi i jak widzimy w wersecie 13: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Zgromadziliśmy się tutaj dzisiaj, aby wspominać naszego przyjaciela i naszego brata, Jezusa, by pozwolić jemu i jego słowom trwać w nas, byśmy mogli wydać doskonałe owoce.