19.03.

Wszakże nie z tego się radujcie, iż duchy są wam podległe, radujcie się raczej z tego, iż imiona wasze w niebie są zapisane. Tymi słowy Jezus sprowadził swych słuchaczy na ziemię, do właściwego rozumienia i docenienia ich sytuacji. Takie stwierdzenie, jak to, dostarcza wielu owocnych przemyśleń i otuchy przy takich okazjach, jak dzisiejsza. Jakie okoliczności sprowokowały to stwierdzenie Mistrza?
Czytaliśmy w 10. rozdziale ewangelii Łukasza o tym, jak Jezus wyznaczył siedemdziesięciu [w polskim tłumaczeniu: Wróciło siedemdziesięciu dwóch] uczniów, by udali się do miast i innych miejsc, celem głoszenia dobrej nowiny i przywracania zdrowia chorym. Tak uczynili, a po jakimś czasie powrócili i radowali się. Dlaczego? Gdyż, jak powiedzieli: Panie, i demony są nam podległe w imieniu twoim. Tak, fakt, że byli w stanie wyleczyć ludzi, sprawił im niezwykłą przyjemność. Lecz Jezus stłumił ich emocje. W rezultacie rzekł do nich: „Tak, wszystko to ładnie, to bardzo dobrze, ale jest coś o wiele ważniejszego.” Wszakże nie z tego się radujcie, iż duchy są wam podległe, radujcie się raczej z tego, iż imiona wasze w niebie są zapisane.
Oto lekcja dla nas. Wiele efektów naszej pracy w Prawdzie daje nam mnóstwo radości. Pojawienie się obcych słuchaczy w czasie naszych wykładów oraz odniesienie sukcesu w naszych wysiłkach podejmowanych w tym kierunku, sukcesów głoszenia, zwieńczonych przez akt chrztu nowego wyznawcy Chrystusa.
Ten sukces, ta wiedza, ta moc mogą wywoływać w nas uczucie dumy, podczas gdy powinny wywoływać uczucie największej pokory. Poznanie prawdy przyciąga czasem tych, którzy kochają dysputy dla samych dysput i znajdują przyjemność w wygrywaniu potyczek słownych. Znajomość Prawdy może z pewnością dostarczyć ogromnych możliwości zaspokojenia czyichś ludzkich pragnień, lecz nie po to istnieje Prawda; rzadko u takich studentów Słowa rozwija się prawdziwa miłość do Prawdy i zawsze w końcu ci ludzie niszczą swą wiarę.
Ale nawet jeśli nie są to nasze motywy i nasza radość jest w takim wypadku szczera i prawdziwa, zachowajmy właściwą perspektywę oglądu tych spraw; nie radujmy się tylko z powodu każdej najmniejszej satysfakcji, jakiej doznajemy w trakcie naszej działalności, lecz radujmy się, że nasze imiona są zapisane w niebie. Co Jezus przez to rozumiał? Rzecz jasna, nie miał na myśli nagrody czekającej nas w niebie. Rzadko w wypadkach, kiedy Pismo odnosi się do nieba, ma na myśli miejsce zamieszkania Boga. Równie często jest to odniesienie do czegoś zupełnie innego, a jednak, przypadkowo, to jest miejsce, które obejmą w posiadanie sprawiedliwi, gdy otrzymają swą nagrodę. Zatem przez kilka chwil zastanówmy się nad znaczeniem słowa „niebo”.
Oryginalne hebrajskie słowo, tłumaczone jako „niebo” brzmi „szahmajim”[samayim], które pochodzi od słowa „szahmah”, które znaczy „bycie wysoko”; stąd osoby albo grupy osób, wyniesionych do wysokich pozycji nad ludźmi czy narodami, stały się „niebem, które rządzi” [my mówimy w Polsce o rządach na górze]. Wszyscy wiemy, jak w Piśmie niebiosa są używane dla nazwania sił rządzących. Często mówimy o tym w czasie naszych wykładów i
możemy wskazać na wiele biblijnych cytatów, w których używa się takiej symboliki. Kiedy prorocy mówili o usunięciu systemu politycznego, posługiwali się wyrażeniami podobnymi do tego, które znajdziemy w 34. rozdziale Księgi Izajasza: całe wojsko niebieskie topnieje. Niebiosa zwijają się jak zwój księgi, wszystkie ich zastępy opadają, …
Istniały i istnieją liczne niebiosa – niebiosa Izraelitów, niebiosa Babilończyków, niebiosa Rzymian, niebiosa pogan, i tym podobne – lecz te niebiosa, które nas interesują, i w których zostały zapisane imiona owych siedemdziesięciu uczniów, są zupełnie różne od tamtych pozostałych. To niebiosa, o których mówi apostoł Paweł w liście do Efezjan 1.3, gdzie czytamy: Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios; [BT: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa; który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie.] Czy też w 2. rozdziale tego samego listu, wersecie 6: i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie.
Nasz brat dr Thomas używa zamiast wyrażenia w okręgach niebieskich w Chrystusie –„niebiosa w Chrystusie”. Co to oznacza? Wiemy wszyscy, co znaczy być „w Chrystusie”. Pisząc do Tesaloniczan, Paweł mówi o eklezji jako o będących w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie.
O tym ciele apostoł mówi, pisząc do Hebrajczyków, w rozdziale 12.22: Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu [BW: którzy osiągnęli doskonałość].
Następnie dostrzegamy, że Paweł używa dokładnie tego samego wyrażenia, którym posłużył się Chrystus, zwracając się do siedemdziesięciu: zapisani w niebiosach. Widzimy zatem, że eklezja to zgromadzenie świętych, powołani, którzy nie upodobniają się do tego świata, ale zostali przemienieni poprzez odnowę swego umysłu, żeby potrafili rozróżnić, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe, albo innymi słowy to ci, którzy poznali i są posłuszni ewangelii, zostali ochrzczeni w Chrystusa i dlatego są w nim, są na wyżynach niebieskich w Chrystusie.
To nie oznacza wcale, oczywiście, że dosłownie siedzą oni obok Chrystusa w niebie po prawicy jego Ojca, ani że kiedykolwiek tam zasiądą (to jedna z wydumanych opowieści apostatycznego chrześcijaństwa), ale mają do nich dostęp, jak mówi Paweł w 5. rozdziale Listu do Rzymian: Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu też mamy dostęp przez wiarę do tej łaski, w której stoimy. Innymi słowy, mają oni przystęp do Ojca w niebiosach w modlitwie przez Pana Jezusa Chrystusa. Kiedy jakaś osoba ma pozwolenie na dostęp do jakiegoś miejsca, i sama skorzysta z takiego dostępu, to w tym sensie może stwierdzić, że tam się znajduje; zajmuje ona niebiańskie miejsce w Chrystusie Jezusie. Tak, prawdziwie, przystąpili oni do góry Syjon i do miasta Boga żywego, do Jeruzalem niebieskiego i do niezliczonej rzeszy aniołów, do uroczystego zgromadzenia i zebrania pierworodnych, którzy są zapisani w niebie, i do Boga,
sędziego wszystkich, i do duchów ludzi sprawiedliwych, którzy osiągnęli doskonałość, i do pośrednika nowego przymierza, Jezusa.
Wyrażenie zapisani w niebie można lepiej oddać słowami „zapisani do nieba” i taka jest właśnie sytuacja tych, którzy zajmują niebiańskie miejsca w Chrystusie, gdyż Daniel stwierdza: Lecz roztropni jaśnieć będą jak jasność na sklepieniu niebieskim, a ci, którzy wielu wiodą do sprawiedliwości, jak gwiazdy na wieki wieczne, albo też jak sam Jezus powiedział: Wtedy sprawiedliwi zajaśnieją jak słońce w Królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha! (Mt 13.43)
Takie jest więc wspaniałe przeznaczenie świętych, by towarzyszyli Chrystusowi w usunięciu królestw tego świata, niebios, które rządzą w dzisiejszych czasach. Ich misją jest zwinięcie tych niebios jak zwoju, a następnie zajęcie miejsca tych, którzy zostaną usunięci, ale zajęcie ich jako Nowych Niebios. To właśnie oznacza zapisanie czyjegoś imienia w niebie. Taka była sytuacja owych siedemdziesięciu uczniów, taka jest i nasza sytuacja. Czyż zatem możemy nie widzieć mądrości nauczania Chrystusa adresowanego do nich, gdy radowali się jedynie dlatego, że duchy były im posłuszne, tego jak zmusił ich do myślenia na wyższym poziomie i zderzył ich z realnością ich świętego wezwania w górę, i to samo powinniśmy odczuć i my. Powinna ta nauka pozwolić nam się wznieść ponad małostkowość tego życia i pobudzić nas do dążenia do uwznioślenia naszych myśli, by zdać sobie sprawę w pełni ze wspaniałych rzeczy, które oczekują nas w przyszłości.
W następnym wersecie omawianego 10. rozdziału ewangelii Łukasza czytamy o tym, jak Jezus modlił się do swego Ojca, i znów stwierdził kilka prawd, za które jesteśmy mu niezmiernie wdzięczni. W wersecie 21 czytamy: W owej godzinie rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom; zaprawdę, Ojcze, bo tak się tobie upodobało. Jezus z pewnością miał w pamięci owych siedemdziesięciu, kiedy wypowiadał słowa tej modlitwy. Nie mówi się nam, kim oni byli, nie przedstawiono nam ich imion, ani też nic o nich nie wiemy, lecz jest oczywiste, że byli to mężczyźni bardzo podobni do dwunastu apostołów, o których w większości coś jest nam wiadome, a o niektórych wiemy bardzo dużo. Jakiego rodzaju byli to ludzie? Zwyczajnymi, ciężko pracującymi mężczyznami, jak nazwalibyśmy ich dzisiaj, i bez wątpienia tamtych siedemdziesięciu uczniów należało do tej kategorii ludzi. Fakt, że nakazano im, by nie zabierali ze sobą sakiewki, ani sandałów, pokazuje, że byli to ludzie takiego pokroju, gdyż było to wyposażenie zazwyczaj noszone przez pastucha, pasterza i ludzi podobnych im zawodów; ale fakt, że Jezus dziękował swemu Ojcu, że pominął mądrych i roztropnych, a odkrył Swą wspaniałą prawdę „prostaczkom”, sprawia, że kwestia ta pozostaje poza wszelką wątpliwością.
Możemy znajdować w tym pociechę i zachętę, a także poważną naukę. Siedemdziesięciu, podobnie jak i dwunastu, uczniów nie było typem ludzi, których by wybrał świat, by powierzyć im bardzo ważną misję. Świat udałby się do Aten czy Aleksandrii, znakomitych ośrodków naukowych, z których wywodziły się wielkie umysły i utalentowani ludzie tamtych czasów, ludzie, którzy byliby w stanie rozwodzić się na temat współczesnych im idei, tematów i filozofii, rozsławiających swe imię jako elokwentnych mówców i
gorliwych uczestników debat, o wiele bardziej gotowych do słuchania o ideach i dyskutowania na każdy temat, czy o każdym problemie, niż dojścia do ostatecznych wniosków w jakiejś dziedzinie.
Nie taki typ ludzi był potrzebny do pracy dla Boga. Wymagała ona zaangażowania ludzi o prostych, szczerych umysłach, gotowych do zgodzenia się z ewidentnymi dowodami, mężczyzn, którzy nie obawiali się stanąć w opozycji do opinii większości; nie mężczyzn, którzy dbali jedynie o to, by wywrzeć dobre wrażenie na swych współczesnych, lecz ludzi gotowych stać twardo przy swoich przekonaniach, niezależnie od tego, jaką mieliby za to zapłacić cenę. Jezus znalazł takich mężczyzn, znalazł ich nie w Atenach ani w Aleksandrii, lecz na wzgórzach i w dolinach Judei i Galilei. Ci mężczyźni, chociaż brak im było światowej mądrości i doświadczenia, posiadali cechy absolutnie niezbędne w oczach Boga. Byli pokorni i mieli wiarę oraz gotowość służenia Mu, szanowania Go i bycia Mu posłusznymi.
Był to, i jest nadal, ten typ ludzi, którymi posługuje się Bóg, by wprowadzali w życie Jego dzieło. Dlaczego? Paweł mówi nam w swym 2. Liście do Koryntian 4.5: Albowiem nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, i dalej w w. 7: Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas. Tylko Bóg i Jego dzieło się liczą, należy je sławić, a nie ludzie, którzy byli tylko narzędziami.
Paweł nie był tu wyjątkiem; nie żeby był niewykształcony, absolutnie nie; wszak zdobywał wiedzę u stóp Gamaliela; ale nie był on wytworem pogańskich ośrodków naukowych. Ludzką wiedzę umieścił na właściwym jej miejscu, jak jest widoczne z jego słów skierowanych do Koryntian w jego pierwszym liście do nich; 1 Kor 2.1-5: Również ja, gdy przyszedłem do was, bracia, nie przyszedłem z wyniosłością mowy lub mądrości, głosząc wam świadectwo Boże. Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. I przybyłem do was w słabości i w lęku, i w wielkiej trwodze, a mowa moja i zwiastowanie moje nie były głoszone w przekonywających słowach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch i moc, aby wiara wasza nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.
Albo w rozdziale 1.26-29: Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu, ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne, i to, co jest niskiego rodu u świata i co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić, aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym. Była to zasada, zgodnie z którą zostali powołani apostołowie, zgodnie z którą głosili.
Jaka z tego płynie nauka? Po pierwsze, poczucie komfortu psychicznego. Jakże pokrzepiające to dla ludzi takich, jak my, że Bóg nie ma względu na osobę. Prawie bez wyjątku, jak to czytaliśmy dzisiejszego ranka, ukrył on te prawdy przed mądrymi i roztropnymi tego świata i objawił je prostaczkom [ang. dzieciom], to znaczy ludziom cichym i pokornego serca tego świata. Powinniśmy być za to w najwyższym stopniu wdzięczni. Gdyby było inaczej, mielibyśmy bardzo niewielką nadzieję na bycie powołanymi do Bożego
królestwa i chwały. Zostalibyśmy pominięci i bez najmniejszej nadziei, tak jak nie dotyczą nas zaszczyty tego świata. Ale dzięki Bożemu miłosierdziu, w najważniejszej sprawie, kwestii życia wiecznego, zasady Boga różnią się całkowicie od zasad rządzących światem ludzi, jeśli chodzi o wyznaczanie kogoś czy nagradzanie. To powinno wzbudzić w nas potrzebę pokory. Zostaliśmy powołani do większych zaszczytów, o wiele większych od oferowanych przez świat, a to wszystko dzięki łasce Boga. Jakże lojalni powinniśmy być zatem wobec Prawdy, jakże wierni jej wymaganiom, jakże pilni w jej służbie i jakże niezłomni w trwaniu przy jej nauce. Jeśli nie jesteśmy tacy, to przyrzeczone zaszczyty/chwała nas ominą.
A teraz ostrzeżenie. Prawda jest dla biednych, albo inaczej dla ludzi pokornego serca tego świata, nie dla mądrych w światowym znaczeniu. Trzymajmy się tego. Jeśli tak nie uczynimy, to możemy być pewni, że ją stracimy. To dlatego, że chrześcijanie z pierwszego wieku nie stosowali się do tego wymogu, wkradła się do ich społeczności apostazja i zagubiono czystość Prawdy. Klasycznym przykładem jest tu Justyn Męczennik, który przed swym nawróceniem był greckim filozofem. Po ochrzczeniu się nadal ubierał się jak filozof i zajmował się filozofią, a usprawiedliwiał się tym, że w ten sposób nawróci swych przyjaciół filozofów na Prawdę. Większość swego czasu poświęcał, próbując przekonać „szlachetnie urodzonych i osoby wolnego zawodu” do chrześcijaństwa. Nigdy nie odrobił lekcji, zawartej w rozważanych przez nas dzisiaj ustępach, a w rezultacie stracił swą wiarę. W efekcie twierdził, że nauki Platona nie były sprzeczne z nauką Chrystusa, a wiemy, dokąd takie myślenie prowadziło; widzimy to w dzisiejszym chrześcijaństwie, w kościołach kierowanych przez ludzi wykształconych we wszelakiej wiedzy, poza wiedzą płynącą ze Słowa Boga.
Takie niebezpieczeństwo pozostaje jak najbardziej realne i dla nas w dzisiejszych czasach powszechnego rozwoju edukacji. Możliwe jest obecnie dla najpokorniejszych, o ile mają tylko takie możliwości, stać się bardzo dobrze wykształconymi w naukach tego świata. Ambicją wielu rodziców jest teraz, by ich dzieci ukończyły uniwersytet i oczywiście uczniowie są do tego zachęcani przez swoich nauczycieli i władze oświatowe. Może tak być, że z powodu rozwoju cywilizacji, wysoka bądź uniwersytecka edukacja jest bardziej konieczna dla zrobienia kariery zawodowej, niż to miało miejsce pokolenie lub dwa wcześniej, ale dla wiernych stanowi to śmiertelne zagrożenie. Uniwersytety zawsze były kolebką wszystkich teologicznych błędów chrześcijaństwa, a dzisiaj są one również siedliskiem ateizmu, agnostycyzmu i wolnomyślicielstwa wszelkiego rodzaju; rozwijają one ten rodzaj myślenia, które jest całkowicie obce myśleniu Ducha, wszczepionemu Pismu.
Możliwość, że wytwory uniwersyteckich seminariów mogą wkroczyć do naszej społeczności, jest obecnie większa, niż kiedykolwiek wcześniej. Musimy być tego świadomi. Pamiętajmy, co się stało w drugim i trzecim wieku. Nauki światowe zostawmy tam, gdzie one przynależą, i nie pozwólmy im na infiltrację spraw Prawdy ani jakikolwiek wpływ na nasze nauczanie czy sposób życia. Pamiętajmy, że mądrość tego świata jest głupstwem u Boga. Pamiętajmy, że ludzka wiedza i zdolności mają niewielkie znaczenie w służbie Prawdy. Prawda ucierpiała o wiele bardziej z powodu światowych mędrców, niż przez ludzi prostych, pokornego serca. Miejmy to na uwadze, kiedy wyznaczamy braci do służby dla nas, szczególnie w kwestii funkcji publicznych.
Jakie kompetencje, określone przez Pawła wobec tych, którzy mieli sprawować służbę publiczną, biskupów i diakonów, odnoszą się – w takim stopniu, jak to jest możliwe – do naszych braci? Kompetencje te wymienione są w 1. Liście do Tymoteusza 3.1-7: Prawdziwa to mowa: Kto o biskupstwo się ubiega, pięknej pracy pragnie. Biskup zaś ma być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, umiarkowany, przyzwoity, gościnny, dobry nauczyciel, nie oddający się pijaństwu, nie zadzierzysty, lecz łagodny, nie swarliwy, nie chciwy na grosz, który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości, bo jeżeli ktoś nie potrafi własnym domem zarządzać, jakże będzie mógł mieć na pieczy Kościół Boży? Nie może to być dopiero co nawrócony, gdyż mógłby wzbić się w pychę i popaść w potępienie diabelskie. A powinien też cieszyć się dobrym imieniem u tych, którzy do nas nie należą, aby nie narazić się na zarzuty i nie popaść w sidła diabelskie.
Przeanalizujmy tę listę, owe atrybuty. Nie ma tu ani jednego odniesienia do naturalnych ludzkich zdolności, ani jednej wzmianki o edukacji, pochodzeniu czy rodzinie, o jego zdolnościach oratorskich czy prowadzenia dyskusji. Nie, każda cecha odnosi się do charakteru, zachowania i ogólnego prowadzenia się tego brata. Musimy o tym pamiętać, kiedy wybieramy braci, którzy mają nam służyć swą posługą; i nie tylko o tym, ale to jest standard, do którego zachowania musimy dążyć w naszej wspólnocie, ponieważ takich kompetencji wymaga od nas Bóg.
Przedstawionych tu parę przemyśleń powstało na gruncie rozważań wersetów z dzisiejszego czytania Słowa. Tak jak we wszystkim innym, doskonałym przykładem jest dla nas sam Pan. Był on niezwykle pokornym człowiekiem w dniach sprawowania swej ziemskiej służby. W młodości pracował przy stole cieśli, a w dniach swej posługi był tak biedny, że nie miał gdzie oprzeć swej głowy, a przecież złożył tę przewyższającą wszystko ofiarę, o której przypominają emblematy na naszym stole, a która przyniosła zbawienie wszystkim, którzy go usłuchają i będą mu posłuszni, i dla nich przecierpiał śmierć przeznaczoną złoczyńcy. Zatem weźmy sobie głęboko do serca naukę Pawła, który rzekł: Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie, który…wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej.