24.09

Zebraliśmy się dookoła stołu Pana, więc to doskonały czas, by wyrazić kilka myśli na temat tego, co jest o nim napisane w rozdziale czytanym przez nas dzisiaj, Łukasza 17, o wydarzeniach z jego życia i o słowach przez niego wypowiedzianych. Zanim przejdziemy do jakichkolwiek dalszych rozważań, trzeba powiedzieć, że są to moje przemyślenia; nie pragnę przymuszać nikogo do zgodzenia się ze mną, mogą one lub też mogą nie być dla nas pomocne. To powiedziawszy, wróćmy do omawianego rozdziału ewangelii Łukasza. Jako nie-Żydzi jesteśmy zainteresowani oczywiście, by być częścią Bożego planu i nad tym chciałbym się zastanowić dzisiejszego ranka.
W w. 11 czytamy o Jezusie, który idzie do Jerozolimy, i od tego wersetu aż do samego prawie końca rozdziału można zebrać, podobnie jak zbiera się zboże w czasie żniw, sekwencję zdarzeń, prowadzących do naszego włączenia do Bożego planu, zorientowania się, kiedy grozi nam niebezpieczeństwo ze strony fałszywych nauczycieli, niebezpieczeństwa dni ostatnich, oraz wiedzy, że święci Boży będą mieszkać na całym świecie.
Zaczynając więc, spójrzmy na Łk 17.11: Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Jezus znajdował się poza Judeą, pośród pogan, w Galilei pogan, jak pisze Mateusz, a także przechodził przez Samarię. W. 12-14: Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami. Na ich widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom. A gdy szli, zostali oczyszczeni.
Pamiętajmy o tym, gdzie znajdował się Jezus, ze względu na to, co następuje dalej. W. 15-16: Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Samarytanin przyszedł do Jezusa, który był Żydem. Przyszedł prosić go o przysługę, rzecz zdumiewająca w świetle tego, co mówi nam Jan: Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus przychylił się do jego prośby. Był to obcy i tak właśnie określa go Jezus w w. 18, ktoś, kto był obcy przymierzom, zawierającym obietnicę, nie mający nadziei ani Boga na tym świecie, został uzdrowiony przez Jezusa z trądu.
Kiedy czytamy o owej podróży przez Galileę i Samarię, myślimy o tym, jakie szczęście mieli mieszkańcy tych terenów, że Jezus wybrał tę drogę, udał się do tej właśnie wioski, gdzie znajdowali się owi trędowaci. Wydaje się prawie pewne dla czytających tę relację, że trędowaci spotkali Jezusa zrządzeniem losu, ale czujemy, iż spotkanie tych dwu stron dokonało się za sprawą Boga, ponieważ był tam ktoś, wprawdzie nie Żyd, ale człowiek, który miał w sobie ten cenny przymiot wiary. Mamy powiedziane zatem w w. 19: Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Był on tym jedynym spośród owej grupki dziesięciu trędowatych, który rokował nadzieję. Pozostali, bez wątpienia Żydzi, skoro ten jeden został nazwany „obcym”, poszli swoją drogą, nadal będąc posłusznymi Prawu Mojżesza, jak i inni Żydzi są posłuszni do dnia dzisiejszego.
Rozdzielili się. Trąd, który był ogniwem łączącym tę grupę, zniknął, i znów było tak, jak wcześniej: Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem, więc ruszyli każdy w swoją drogę. Ale Jezus zwrócił uwagę na uzdrowionego Samarytanina i pochwalił go, odsyłając go w drogę ze swym błogosławieństwem. Pamiętajmy, co już powiedzieliśmy, miejmy na uwadze, gdzie znajdował się wówczas Jezus – w Galilei i Samarii, i tam przyjął poganina/nie-Żyda. Czynił to, co później będą czynić apostołowie, co zostało podsumowane przez Pawła słowami: Wiedzcie więc, że to zbawienie Boże posłane jest do pogan, a oni będą słuchać.
W postępowaniu Jezusa z tym Samarytaninem można widzieć symbolicznie powołanie pogan, którzy mają tę wiarę, której brakuje ludowi Boga, którzy nie odwracają się po otrzymaniu Bożego błogosławieństwa.
Trędowaci, którzy odeszli, pokazali powszechną wadę przejawianą przez ludzi na świecie. Taki sposób zachowania jest charakterystyczny dla większości ludzi żyjących dokoła nas. Większość z nich nie patrzy dalej niż określają to potrzeby obecnego życia. Trędowaci z ewangelii Łukasza bez wątpienia byli przeszczęśliwi cudem przywrócenia im zdrowia. Któż by nie był? Ale nie miało to w ich przypadku głębszych konsekwencji. Ziemskie życie, wyłącznie to, co z nim związane, zajmowało ich całkowicie. Jak powiedział Jezus: kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi. Nie wzniosą się pewnie wyżej, tak jak nie wzniosło się tylu ludzi, którzy przyszli na ten świat i odeszli z niego od początku stworzenia człowieka. Paweł rzekł, a rzekł to do wiernych: Za wszystko dziękujcie, a jeśli jest to powszechnym zwyczajem pomiędzy ludźmi, to o ile bardziej powinno się to czynić odnośnie do Wszechmogącego! A mimo to wydaje się, iż to nie przyszło im do głowy, wypełnionej, podobnie jak i innych śmiertelników wokół nich, takim życiem, w którym najważniejsza jest tradycja, a miłość do Boga stoi na drugim miejscu.
To uczy nas, byśmy nie oczekiwali wiele od naszych współziomków; bo jeśli tak postąpimy, to się gorzko rozczarujemy. Ludzie otrzymują od Boga wiele błogosławieństw. Otrzymują je, a potem, jak owych dziewięciu trędowatych, odwracają się od Niego. Nie jest to nic nowego dla Wszechmogącego, zdarza się to wciąż i wciąż na nowo.
Zanim rozstaniemy się z tymi dziesięcioma mężczyznami, przypomnijmy, że jedyną rzeczą, która trzymała ich razem, był trąd. Trąd, o czym wie większość z nas, symbolizuje grzech; obydwie te przypadłości mogą i rzeczywiście skracają ludzkie życie. Trąd oznacza śmierć za życia, tak samo jak życie w grzechu. Tych dziesięciu mężczyzn zostało uzdrowionych, a gdy to się stało, rozstali się. Dziewięciu odeszło od Jezusa, powracając do Prawa, Prawa, które nie może zbawić, ale jeden wrócił do Jezusa, ten jeden miał wiarę i był to Samarytanin, nie Żyd.
Kiedy myślimy o nim, myślimy również o kobiecie przy studni w Samarii. Jezus pokazał wszystkim, że rozumie znaczenie słów Izajasza: Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi. Później, kiedy apostołowie zostali posłani do pogan i Filip udał się do Samarii, miło jest wyobrazić sobie, że wśród nawróconych pogan było tych dwoje Samarytan. Jako bliscy im nie-Żydzi czujemy z nimi naturalną wspólnotę i wskazujące na przyszłość – i przyznaje się to, że są one właśnie cieniem rzeczy przyszłych – wskazujące na przyszłość wnioski, wynikające z tego wydarzenia z życia naszego Pana, są dla nas ponadto przypomnieniem, że chociaż żyjemy w ziemi pogan, nie oddzielą nas od Chrystusa ziemie, różnice rasowe, ani nic innego, bo jest on z nami duchowo, choć nie we własnej osobie, i zna każdego z nas osobiście, indywidualnie.
Zatem jako jego uczniów, ostrzeżenie Jezusa w w. 23 dotyczy nas równie mocno, jak pierwotnie dotyczyło dwunastu: Powiedzą wam: Oto tam lub: Oto tu. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Jezus ostrzega tutaj swoich uczniów. Jest to ostrzeżenie, by strzec się fałszywych nauczycieli, którzy od zawsze byli obecni na ziemi, jak uczymy się z historii Prawdy. Wszyscy się z tym spotkaliśmy, tocząc na przykład publiczne debaty. Oto tam lub: Oto tu – mówią, i niektórzy odnoszą wielki sukces w sprowadzaniu ludzi na drogi, które wiodą donikąd. Swymi ustami wyznają oni Chrystusa i tymi samymi ustami zaprzeczają jego nauce. To paradoks znany wielu z nas; a nasz Pan mówi: Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Mogą oni nas zaprowadzić jedynie w dół do otchłani i o ile rozpoznamy w nich tych, którymi rzeczywiście są, czyli fałszywymi nauczycielami, jesteśmy zabezpieczeni przed ich sztuczkami.
Jeśli ci, którzy kiedyś byli z nami jako nasi towarzysze, naśladowali w przeszłości owych dziewięciu trędowatych, którzy, kiedyś uleczeni, odeszli sprzed oblicza tego jedynego, który może zbawić, pozostańmy w towarzystwie tego, który nie odszedł, lecz przypadł do stóp Jezusa – naszego bliskiego nam nie-Żyda z Samarii.
Podstępne wezwanie „ślepych przewodników” może objawiać się na różne sposoby. Miejscowy duchowny może zastukać do naszych drzwi, pytając, dlaczego nie uczęszczamy do kościoła. Co mu odpowiedzielibyśmy? Czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się, co mu odpowiemy?; a może zaskoczy nas nieprzygotowanych – co wtedy? „Mamy podobne wierzenia, chodź z nami”. To jedna z owych subtelnych uwag, by zwieść niepewnych swych przekonań. Jesteśmy najsłabsi, gdy jesteśmy sami, z dala od wspólnych spotkań, szczególnie gdy żyjemy daleko od braci i sióstr. To czas szczególnie groźny. To czas, gdy niebezpieczeństwo stania się takimi samymi, jak owych dziewięciu trędowatych, jest największe.
Pozostając przy teraźniejszości, spójrzmy teraz na w. 26-27 omawianego rozdziału 17. ewangelii Łukasza: Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Główną cechą tych wersetów jest obojętność wobec Boga i Jego oferty zbawienia. W swym poczuciu samowystarczalności ludzie ci mieli wszystko i nie potrzebowali Boga. Patrząc wstecz na dni za Noego, widzimy, że nie ma tu wzmianki o niedostatku i, jak można by oczekiwać, z tego powodu nie potrzebowali Boga ani nie mieli żadnego pragnienia przypominania im o Nim.
W porównaniu z tamtymi ludźmi, w porównaniu ze współczesną nam, troszczącą się wyłącznie o swoje potrzeby generacją, słudzy Boga mogą przechodzić czasem ciężkie chwile i być może dziwią się, dlaczego tak się dzieje, podczas gdy obecni fałszywi nauczyciele, wykorzystujący różne preteksty, będą próbować nas odwieść od Prawdy, byśmy dołączyli do nich, związali się z nimi, i jeśli czujemy się źle, mamy wątpliwości w naszym sercu, pozwalamy, by nasza wiara słabła, wówczas jesteśmy w największym niebezpieczeństwie ze strony danego duchownego, który być może zapukał do naszych drzwi, zapraszając nas do jego miejsca czczenia Boga. To nie pukanie do naszych drzwi policji, która przychodzi, by nas zamknąć w więzieniu; to duchowi przywódcy apostazji w różnych jej formach, których musimy się obawiać. To oni mogą wtrącić nas do więzienia bez możliwości zwolnienia i myślą, że czynią to dla naszego dobra.
Zatem jeszcze raz pomyślmy o owych dziewięciu mężczyznach, którzy odeszli, powrócili do Prawa, które nie może zbawić, Prawa jeszcze mniej mogącego z powodu oplecenia go przez tradycję. Pamiętajmy również, że mieli oni tę samą możliwość powrotu do Jezusa, jak i inni, i tak samo nie zostaliby odrzuceni, jak widzimy ze słów rozczarowania Jezusa w w. 17: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu?, i możemy wyobrazić go sobie, rozglądającego się wokół, gdy mówił te słowa, by podkreślić swą obserwację. Jeśli inni odwrócili się od jedynego źródła zbawienia, nie idźmy za nimi tylko dlatego, że wygodniej jest być z tłumem, niż pozostać w samotności.
Mając ciągle na uwadze teraźniejszość, spójrzmy na w. 28: Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali. Czytamy tu o Locie, który oparł się pokusie stania się podobnym do swych sąsiadów, w. 29: lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich. Mieszkańcy Sodomy również mieli wszystkiego pod dostatkiem. Często słyszymy, że dobrobyt często jest zagrożeniem dla naszego dobra duchowego. Ludzie mieszkający w Sodomie, tak jak ci w czasach Noego, uważali, że nie potrzeba im Boga. Oni również byli samowystarczalni, jak uczy się nas w w. 28, a prorok Ezechiel dodaje: Oto taka była wina siostry twojej, Sodomy: odznaczała się ona i jej córki wyniosłością, obfitością dóbr i spokojną pomyślnością.
Tak się dzieje i dzisiaj – „wyniosłość” powiązana z żądaniami, wymaganiami, demonstracjami; „obfitość dóbr”, wyrzucanie przez ludzi mnóstwa żywności bez zastanowienia byłoby uznane przez naszych dziadków za grzech. I „spokojna pomyślność”. Pamiętamy, jak uczono nas w szkole, że diabeł znajdzie chętne ręce do wykonania jego pracy; i czuję, że u źródła wszystkich bezsensownych szkód i problemów, które wydają się powszechne obecnie, leży „spokojna pomyślność”, która jest tak charakterystyczna dla tych dni ostatnich. Lot trzymał się z dala od wpływu tego wszystkiego. Chwała mu za to. Nauka dla nas jest taka, że powinniśmy czynić to samo.
Takie są niebezpieczeństwa i zagrożenia naszego wieku, odmienne od tych sprzed wieku czy sprzed kilku, ale równie realnych, jednoznacznych i łatwych do rozpoznania. Nasz nauczyciel osobiście ostrzega nas przed nimi i przed naszym losem, jeśli im się poddamy. Jego ostrzeżenie znajdujemy w owej dziwnej, choć nie tak dziwnej wszak uwadze w w. 33: Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Dla kogoś czytającego ten werset po raz pierwszy może on wydawać się zagadkowy, ale nie teraz, po tym, co powiedzieliśmy już wcześniej. Ktoś może mieć wszystko, i wielu w świecie wydaje się mieć wszystko, lecz za jaką cenę? Będąc samowystarczalnymi, nie czują potrzeby szukania Pana czy dowiedzenia się, co muszą uczynić, by być zbawionymi. W rezultacie mówią oni Bogu, używając słów Hioba: Odstąp od nas, nie chcemy znać twoich dróg!
Pójście za Jezusem oznacza to samo dla nich, co oznaczało dla owego bogatego młodzieńca, który odszedł zasmucony, uważając, że cena pójścia za Jezusem jest za wysoka.
Sądzą, iż stracą wszystko, co w życiu najlepsze – swych przyjaciół, swoją pozycję, swoje życie rodzinne. Myślą, że ratują się przed utratą swoich cennych dóbr, ratują swoje życie od zrujnowania, tak sądzą; to ich wybór i mają do tego prawo. Nasz wybór jest odmienny. Mając oczy otwarte, możemy patrzeć poza teraźniejszość na wspaniałą przyszłość. To nasz celowy wybór. Sposób, w jaki żyjemy, jest celowo przez nas wybrany. Nikt nas do tego nie zmusił. Sami go wybraliśmy i uczyniliśmy to dlatego, iż widzimy, że świat wokół nas nie ma przyszłości. Skazany jest na przeminięcie, by nigdy więcej już nie powrócić. Nie ma przed nim przyszłości, chociaż ciężko jest przekonać o tym ludzi, planujących tutaj swą karierę i jak dopiero co czytaliśmy, kupują, sprzedają, budują, żenią się.
My dokonaliśmy innego wyboru. Wiedząc, że ten świat nie ma przyszłości, nie wiążemy jej z nim. W ten sposób symbolicznie tutaj umieramy/tracimy życie; ludzie ze świata mogliby powiedzieć, że marnujemy swoje życie, ale usprawiedliwiona została mądrość przez wszystkie dzieci swoje. [BT: jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność.] Tak naprawdę, ratujemy swoje życie przed unicestwieniem. Nauka płynąca z potopu nie dotarła do świata, tak jak i z losu Sodomy, stąd ludzie zachowują się tak samo, jak zachowywali się wówczas, nie wyciągając wniosków z przeszłości, nie potrafiąc patrzeć w przyszłość, kiedy przyjdzie tutaj Boże Królestwo.
W takim to właśnie świecie przyszło nam żyć i nie można powiedzieć, że jedna część świata jest lepsza niż inna, jako że „duch czasów”, jak to można określić, jest szeroko rozpowszechniony, bez wątpienia ułatwiony dzięki łatwości komunikacji pomiędzy różnymi krajami świata. A tak jak zło dni ostatnich jest rozpowszechnione na całym świecie, tak i święci są rozmieszczeni na całym świecie, o czym uczy się nas w w. 34-35 naszego rozdziału: Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona.
W, jak mówi Marta, dniu ostatecznym, święci zostaną zgromadzeni z całego świata, by pojawić się przed Chrystusem. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że gdy w jednym kraju jest dzień, w drugim jest noc; ktoś może być w pracy, podczas gdy ktoś inny jest w łóżku, w zależności od tego, w jakim kraju mieszka. Jezus został nazwany „pragnieniem wszystkich narodów”, jak pisze prorok Aggeusz, i odkąd ewangelia została ogłoszona i poganom, wierni pochodzący ze wszystkich ziem zgromadzą się u stóp naszego Sędziego.
Większość ludzi oczekuje zmartwychwstania. Oczekują jak owi ludzie spokojni (Ez 38.11), podczas gdy mniejszość, jak my sami, czekamy cierpliwie, mając nadzieję, że nasza wiara nas uzdrowi (Dz 9.34), uzdrowi nas z naszego symbolicznego trądu ten, do którego musimy się zbliżyć jak trędowaty Samarytanin, nie stać od niego z daleka, poza nadzieją zbawienia i poza społecznością dzieci Boga, przychodząc do niego blisko, o czym przypomina nam fakt spotkania przy stole Pana. Pamiętajmy zatem, że Pan jest pośrodku nas, wiedząc dzięki mocy posiadanego przez siebie Ducha o wszystkim, co się tu dzieje. Tak więc, kończąc nasze rozważania, pamiętajmy zawsze, że nikt z nas nie zostanie pominięty, nieważne, gdzie będziemy się na tym świecie znajdować, kiedy Jezus powróci.