5.11

Nasze czytanie z Dziejów Apostolskich mówi nam o drugiej podróży apostolskiej Pawła. Opuścił on Antiochię w Syrii i wyruszył na północ do Azji Mniejszej. Zabrał ze sobą Sylasa. Pierwotnie, jak nam wiadomo, planował podróżować z Barnabą, lecz po ostrym sporze z nim z powodu Jana Marka, wybrał zamiast niego Sylasa.
Sylas pochodził z Jerozolimy. Pamiętamy z naszego wczorajszego czytania z Dziejów Apostolskich, że po przybyciu z Jerozolimy do Antiochii pewnych osób, które wywołały zamieszanie w tamtejszej eklezji mówiąc, iż konieczne jest obrzezanie, posłano Pawła i Barnabę do Jerozolimy, by zobaczyli się z apostołami i ustalili, jak mają postępować w tej kwestii, raz na zawsze. Przypominamy sobie, że zwołano naradę i po słusznej radzie Piotra i Jakuba podjęto jasną decyzję. Decyzję tę przekazano w listach, które zostały wysłane do wiernych pogańskiego pochodzenia i czytaliśmy wczoraj w 15. rozdziale, poczynając od wersetu 24, główne przesłanie owych listów i komu powierzono z zaufaniem ich zaniesienie do adresatów.
Dz 15.24-29:
Ponieważ dowiedzieliśmy się, że niektórzy bez naszego upoważnienia wyszli od nas i zaniepokoili was naukami, siejąc zamęt w waszych duszach, postanowiliśmy jednomyślnie wybrać mężów i wysłać razem z naszymi drogimi: Barnabą i Pawłem, którzy dla imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa poświęcili swe życie. Wysyłamy więc Judę i Sylasa, którzy powtórzą wam ustnie to samo. Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne. Powstrzymajcie się od ofiar składanych bożkom, od krwi, od tego, co uduszone, i od nierządu. Dobrze uczynicie, jeżeli powstrzymacie się od tego. Bywajcie zdrowi!
O Judzie i Sylasie dowiadujemy się w w. 22-23: Wówczas postanowili apostołowie i starsi razem z całym zborem posłać do Antiochii wraz z Pawłem i Barnabą wybranych spośród siebie mężów: Judę, zwanego Barsabaszem, i Sylasa, zajmujących wśród braci przodujące stanowisko. Sylas zatem był mężem wybranym; czytamy, że był on osobą przodującą wśród braci, szanowaną w eklezji jerozolimskiej. Mamy powiedziane ponadto w wersecie 32. tego samego rozdziału, że Juda i Sylas, którzy byli również prorokami, w częstych przemówieniach zachęcali i umacniali braci. Najwidoczniej więc tych dwóch mężów posiadało dar Ducha św., który umożliwiał im głoszenie z mocą i w zgodzie z prawdą.
Otóż Juda i Sylas najwyraźniej pozostali na jakiś czas w Antiochii, wspomagając w wielkim dziele głoszenia Pawła i Barnabę. Ale potem powrócili do Jerozolimy, o czym czytamy w w. 33: A po upływie pewnego czasu zostali odesłani przez braci ze słowami pokoju do tych, którzy ich wysłali.
Wydaje się zatem, że wers 34. nie stanowił części oryginalnego tekstu i powinien być opuszczony. Być może po sprzeczce z Barnabą Paweł posłał do Jerozolimy po Sylasa, który w efekcie stał się towarzyszem Pawła w jego drugiej podróży misyjnej. Był on, jak już się przekonaliśmy, osobą bardzo szanowaną w eklezji jerozolimskiej, podobnie jak Barnaba, i posiadał moc Ducha św., by móc nauczać i prorokować.
Prawie można być pewnym, iż był on owym Sylwanem, któremu pośród innych braci Paweł przekazywał pozdrowienia w wielu swoich listach. Na przykład, nieco później w czasie tejże samej podróży misyjnej Paweł przybył do Koryntu i prawdopodobnie stamtąd napisał pierwszy ze swoich, zachowanych dla nas listów – pierwszy list do braci i sióstr w Tesalonice, zawierający takie pozdrowienie: Paweł, Sylwan i Tymoteusz do zboru Tesaloniczan… Jeśli Sylwan to Sylas, jak wszystko za tym przemawia, to są to ci sami dwaj mężczyźni, którzy towarzyszyli Pawłowi w jego drugiej podróży misyjnej. Podobnie w drugim liście do Tesaloniczan apostoł użył takiej samej formuły pozdrowień.
Widzimy również Sylasa, albo Sylwana, powiązanego z Pawłem i Tymoteuszem w
czasie głoszenia przez nich ewangelii w Koryncie. Wydaje się także, iż Piotr przez niego przesłał swój pierwszy list, a może też nawet Sylas pisał ten list pod jego dyktandem. Piotr powiedział o nim, zacytujmy: Przez Sylwana, wiernego wam, jak mniemam, brata, napisałem krótko…
Taki więc był człowiek, którego wybrał Paweł, by mu towarzyszył – zaiste mądry
wybór – bez wątpienia był to mężczyzna posiadający jakieś doświadczenie i dojrzałość, chętnie służący swym braciom i siostrom, i apostołom, człowiek, który pozostał wierny w służbie Pana. Jak mówi Piotr – wierny wam, jak mniemam, brat. Ale Paweł wybrał też jeszcze innego brata, by mu towarzyszył, o czym dopiero co czytaliśmy w rozdziale 16.: Przybył także do Derbe i Listry. Był tam pewien uczeń imieniem Tymoteusz, syn Żydówki, która przyjęła wiarę, i ojca Greka. Bracia z Listry dawali o nim dobre świadectwo. Paweł postanowił zabrać go z sobą w podróż. Jak nam wiadomo, był to początek długiej i bliskiej współpracy, trwającej aż do końca życia Pawła, kiedy został on uwieziony po raz drugi w Rzymie, gdzie napisał swój ostatni list, adresowany osobiście do Tymoteusza.
Tymoteusz towarzyszył wielkiemu apostołowi w jego pracy w Koryncie i Efezie. Był
wysyłany przez Pawła w kilku ważnych misjach i udał się wraz z apostołem w jego ostatnią podróż do Jerozolimy, gdzie Paweł został aresztowany. W czasie jego pierwszego uwięzienia w Rzymie Tymoteusz pozostawał z nim w bliskim kontakcie. Po uwolnieniu Pawła to właśnie Tymoteuszowi została powierzona trudna praca w Efezie, polecenie uporządkowania spraw tamtejszego zboru i stawienia czoła destrukcyjnemu wpływowi fałszywych nauczycieli.
Paweł cenił go bardzo wysoko. Napisał o nim do Koryntian: dzieło Pańskie sprawuje jak i ja. Zastanawiając się nad osobami, które były towarzyszami Pawła w tej drugiej podróży misyjnej, co proponujemy uczynić w ciągu tych kilku minut dzisiejszego ranka, spróbujmy postawić się na ich miejscu. Zadajmy sobie pytanie: Czy Paweł wybrałby mnie? Czy i mnie ceniłby wysoko? Czy powiedziałby o mnie: …dzieło Pańskie sprawuje jak i ja?
Nieuchronnie, ze względu na charakter pracy apostoła, towarzysze jego podróży wywodzili się przede wszystkim z grona braci, ale równie istotna była dla niego posługa sióstr, co jasno podkreśla w wielu swoich listach. W czytanym dzisiaj rozdziale mamy przykład takiej, bardzo potrzebnej posługi siostry; ale o tym później.
Powracając do Tymoteusza i Pawłowego uznania dla niego – innym razem Paweł
napisał (tym razem do Filipian): A mam nadzieję w Panu Jezusie, że rychło poślę do was Tymoteusza, abym i ja się ucieszył, dowiedziawszy się, co się z wami dzieje. Albowiem nie mam drugiego takiego, który by się tak szczerze troszczył o was; bo wszyscy inni szukają swego, a nie tego, co jest Chrystusa Jezusa. Wszak wiecie, że jest on wypróbowany, gdyż jak dziecię ojcu, tak on ze mną służył ewangelii.
Można by dużo dobrego powiedzieć o Tymoteuszu i jego oddaniu sprawie głoszenia.
Jest on wspaniałym przykładem tak dla młodych, jak i starszych. Jednak należy zauważyć, że nie było to dla niego takie łatwe. Wydaje się, że z natury był nieśmiały i wycofany. Paweł musiał go zachęcać, a nawet ostrzegać. Widzimy to szczególnie w jego ostatnim liście, drugim liście napisanym do Tymoteusza. Chciałbym, żebyśmy przyjrzeli się paru wersetom w nim zawartym. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, sądzę, że postawimy tych oddanych mężczyzn i kobiety na tak wysokim piedestale, że nie będziemy w stanie widzieć naszej własnej drogi prowadzącej do próby dorównania im. Ale ci mężczyźni i kobiety, którzy stanowią dla nas wzorzec, są nim tylko dlatego, że nad tym pracowali, że pozwalali swej wierze i zaufaniu do Boga, by kierowały nimi w codziennym życiu dla osiągnięcia owych wysokich standardów, czego nie byliby w stanie osiągnąć sami z siebie. Towarzysze Pawła
uczyli się od niego; przekonali się, że przez Chrystusa i tylko przez niego mogą wszystko zdziałać, gdyż on ich umacnia.
Zatem przyjrzyjmy się niektórym spośród słów Pawła zawartych we wspomnianym
drugim liście do Tymoteusza, gdzie – jak sądzę – mamy wgląd w ukazanie tego aspektu charakteru Tymoteusza, który nie zawsze jest przez nas dostatecznie doceniany. W pierwszym rozdziale tego listu Paweł mówił o swej miłości i wdzięczności dla Tymoteusza oraz o jego niezachwianej wierze, ale wydaje się, iż Tymoteusz potrzebował nieco wsparcia i zachęty, mówienia wprost przez swego ojca duchowego. Wersety 6-8: Z tego powodu przypominam ci, abyś rozniecił na nowo dar łaski Bożej, którego udzieliłem ci przez włożenie rąk moich. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, lecz mocy i miłości, i powściągliwości.
Nie wstydź się więc świadectwa o Panu naszym, ani mnie, więźnia jego, ale cierp wespół ze mną dla ewangelii, wsparty mocą Boga.
Następnie w rozdziale 2.1 pisze: Ty więc, synu mój, wzmacniaj się w łasce, która jest
w Chrystusie Jezusie, a co słyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, to przekaż ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać. Cierp wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa. Żaden żołnierz nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia, aby się podobać temu, który go do wojska powołał. Werset 7: Rozważ, co mówię, a Pan da ci właściwe zrozumienie wszystkiego. Oraz 3.14: Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył i czego pewny jesteś, wiedząc, od kogoś się tego nauczył.
Oczywiście, nie chcę sugerować, że Tymoteusz był słaby. Mówię jedynie, że był
człowiekiem. Nie było mu łatwo przywracać wysokie standardy i wzmacniać Prawdę w obliczu panującego tam zepsucia. Potrzebował pomocy. Potrzebował, aby te standardy pokazać mu jasno. Potrzebował ostrzeżenia przed czekającymi go cierpieniami i uciemiężeniem. Potrzebował umocnienia na duchu i zachęcenia, by nie odchodził od
standardów, które zachowywał do tej pory. Paweł wiedział, że wkrótce zostanie zabrany od swych współpracowników i zabiegał, by wytrwali w wierze, gdy jego już nie będzie.
Z pewnością, jeśli starsi obecnie wykazują tę samą troskę i uważają za konieczne
wypowiadanie od czasu do czasu takich samych ostrzeżeń i takich samych rad, to idą w ślady dobrego przykładu Pawłowego.
Widzimy zatem owych dwóch towarzyszy Pawła w podróży, dojrzałego Sylasa i
młodego Tymoteusza. W dalszej części rozdziału 16. Dziejów Apostolskich pojawiają się po raz pierwszy inni towarzysze Pawła. Wiemy z tego, co przeczytaliśmy, jak kierowano krokami Pawła. Zakazano mu pójść na południe do Azji albo na północ do Bitynii. Czytamy o tym w wersetach 6. i 7. Był zmuszony przez Ducha do podróży prawie dokładnie na zachód w stronę wybrzeża, do Troady, i tam, jak czytamy, miał nocą wizję. Werset 9: W nocy miał Paweł widzenie: jakiś Macedończyk stanął [przed nim] i błagał go: Przepraw się do Macedonii i pomóż nam! Werset 10: Zaraz po tym widzeniu staraliśmy się wyruszyć do Macedonii w przekonaniu, że Bóg nas wezwał, abyśmy głosili im Ewangelię.
Zwróćmy uwagę na zmianę zaimka. Zamiast „on” albo „oni” czytamy: „my”. Zaraz
po tym widzeniu staraliśmy się wyruszyć do Macedonii. Tak, na tym etapie podróży dołączył do Pawła Łukasz, który zapisał te wydarzenia w Dziejach Apostolskich; prawdopodobnie, jak można wnioskować z relacji, uczynił to po raz pierwszy. To jeszcze jeden z towarzyszy Pawła, o którym powinniśmy pomyśleć choć przez chwilę.
Łukasz zatem przyłączył się do Pawła i Tymoteusza w Troadzie, wraz z Sylasem
oczywiście. Uważa się powszechnie, że Łukasz był nie-Żydem, pochodzącym z Antiochii, i został prawdopodobnie w tym mieście nawrócony przez samego Pawła. Są to jedynie spekulacje, ale w każdym razie musiał być on znany Pawłowi, zanim przyłączył się do niego w Troadzie. Sugeruje się także, że Łukasz dołączył do Pawła na tym etapie jego podróży, ponieważ Paweł był chory. Mówi nam się w wersecie 6., iż Paweł i Tymoteusz dopiero co odwiedzili Galację. A wiemy z listu Pawła do Galacjan, że kiedy po raz pierwszy Paweł głosił im ewangelię, bardzo poważnie zachorował i Galacjanie otoczyli go bardzo troskliwą
opieką. Być może Łukasz, którego sam Paweł nazywa umiłowanym lekarzem, przybył do Troady, aby przyłączyć się do Pawła, kiedy dotarła do niego wieść o jego chorobie. Wnioski te nie muszą być prawdziwe, ale używając nieco naszej wyobraźni, możemy wczuć się w przeżycia owych towarzyszy apostoła.
Zatem tych czterech mężczyzn popłynęło z Troady do Filippi, miasta w Macedonii.
Łukasz zatrzymał się tu wraz z Pawłem, ale kiedy apostoł wyruszył w podróż na południe, do Aten i Koryntu, Łukasz pozostał w Filippi. O ile nam wiadomo, nie spotkali się aż do chwili, gdy Paweł przechodził przez Filippi w swej drodze powrotnej do Jerozolimy w czasie swej trzeciej podróży misyjnej. To oznaczałoby sześć lub siedem lat ich niewidzenia się.
O sobie samym pisze Łukasz w swej relacji jeszcze raz. W Dz 20.6 czytamy
powtórnie te słowa: My zaś odpłynęliśmy z Filippi po święcie Przaśników. Zatem wydaje się, iż Łukasz pozostał w Filippi, a potem znów przyłączył się do Pawła i jego towarzyszy jakieś sześć lub siedem lat później, a potem był z apostołem w czasie jego wszystkich pozostałych podróży. Mogło być tak, że Paweł stawał się coraz słabszy, bardziej potrzebował pomocy i opieki Łukasza, więc ten pozostawał z nim przez cały czas. Był z nim w Jerozolimie, gdy został aresztowany. Podróżował z nim do Rzymu i to jemu zawdzięczamy tę obrazową relację z kłopotów w tej podróży. Łukasz pozostał z Pawłem w Rzymie. W liście do Kolosan, napisanym w Rzymie, apostoł mówi o nim: Łukasz, umiłowany lekarz.
Czy Łukasz podróżował z Pawłem po jego uniewinnieniu i wypuszczeniu na wolność, tego nie wiemy, ale kiedy Paweł został aresztowany i odesłany do Rzymu za drugim razem, wiadomo, iż Łukasz nadal był przy nim. Przypomnijmy sobie te smutne słowa Pawła w jego drugim liście do Tymoteusza: tylko Łukasz jest ze mną. Nie znaczyło to, że wszyscy pozostali jego towarzysze okazali się niewdzięczni i go opuścili. Niektórzy owszem, Demas na przykład, ale inni, jak Tytus czy Tymoteusz, byli zajęci pracą dla Prawdy gdzie indziej; ale Łukasz, umiłowany lekarz, pozostał przy nim, troszcząc się o niego do samego końca.
Chociaż wzmianki o Łukaszu są bardzo enigmatyczne, to jednak wystarczają, by
pokazać obraz jeszcze jednego wiernego i pełnego poświęcenia towarzysza, pracującego razem z Pawłem i z Tymoteuszem, i z wieloma innymi braćmi w dziele głoszenia ewangelii i w udzielaniu pomocy tak samemu apostołowi, jak i nowo nawróconym braciom i siostrom. A największym świadectwem pełnej oddania działalności Łukasza jest spisana przez niego ewangelia oraz Dzieje Apostolskie, które właśnie czytamy.
Przejdźmy do dalszej części relacji. Wiemy, że zwyczajem Pawła było, że kiedy
przybywał na nowy teren, by głosić dobrą nowinę, udawał się najpierw do społeczności żydowskiej, do synagogi, gdzie przedstawiał im Prawdę Jezusa. Ale najwyraźniej w Filippi mieszkało tak niewielu Żydów, że nie było tam synagogi. Istniało tam jednak miejsce poza murami miasta, nad rzeką, gdzie mała grupka Żydów, głównie kobiet, zbierała się na modlitwę. Być może mieli tam przenośne miejsce modlitwy, bez zadaszenia, ale z bocznymi zasłonami, by zapewnić sobie pewną prywatność na czas praktyk religijnych. Czytamy w w. 13.: A w dzień sabatu wyszliśmy za bramę nad rzekę, gdzie, jak sądziliśmy, odbywały się modlitwy, i usiadłszy, rozmawialiśmy z niewiastami, które się zeszły.
A dalej zapisano: Przysłuchiwała się też pewna bogobojna niewiasta, imieniem Lidia,
z miasta Tiatyry, sprzedawczyni purpury, której Pan otworzył serce, tak iż się skłaniała do tego, co Paweł mówił. A gdy została ochrzczona, także i dom jej, prosiła, mówiąc: Skoroście mnie uznali za wierną Panu, wstąpcie do domu mego i zamieszkajcie. I wymogła to na nas. Lidia była prozelitką żydowskiego pochodzenia, najwidoczniej o wysokim statusie społecznym. Wzięła sobie do serca słowa Pawła, uwierzyła i została ochrzczona, a następnie otrzymawszy dobra duchowe od Pawła, pragnęła usłużyć mu swymi dobrami doczesnymi. Zaofiarowała Pawłowi i jego towarzyszom gościnę. Kiedy wzbraniali się przed jej przyjęciem, użyła swej siły przekonywania, by jednak się zgodzili zatrzymać w jej domu; jak pisze Łukasz: wymogła to na nas. Jasno wynika z kilku następnych wersetów, że zamieszkali przez pewien czas u Lidii i w tym okresie regularnie udawali się na owo miejsce modlitwy,
gdzie Lidia pierwotnie słuchała ewangelii.
Posługując się znów wyobraźnią, można się zastanawiać, czy to nie o tej gościnności Lidii w Filippi wspomina Paweł w liście do Filipian: Dziękuję Bogu mojemu za każdym razem, ilekroć was wspominam, zawsze w każdej modlitwie mojej za wszystkich was z radością się modląc, za społeczność waszą w ewangelii od pierwszego dnia aż dotąd. Wiemy, jak ciepło pisał apostoł do eklezji w Filippi. Zwracał się szczególnie do kobiety, która pracowała wraz z nim dla Prawdy, wraz z innymi współpracownikami moimi, których imiona – mówi – są w księdze żywota. Lidia dała dobry przykład i od braci i sióstr w Filippi Paweł był gotowy przyjąć większą pomoc, niż od jakiejkolwiek innej eklezji.
Relacja biblijna jest bardzo krótka, ale rozważając ją przez kilka minut, być może
będziemy w stanie poczuć tamtejszą atmosferę i docenić wierną służbę Lidii, nawróconej przez Pawła, wiernej siostry Pana, a także docenić, jaką wagę przykładał Paweł do takiej służby, tak jak doceniał ją wcześniej jego Pan i Mistrz. Jak bardzo jej gościnność była ważna dla apostoła wynika jasno z ostatniego wersetu czytanego dziś rozdziału, o czym przekonamy się za chwilę. Ale zanim to się stanie, powiedzmy jeszcze o jednej osobie opisanej w tym rozdziale, która dbała o potrzeby Pawła.
Czytaliśmy relację z aresztowania Pawła i opis niesprawiedliwej i brutalnej kary, którą wymierzono jemu i Sylasowi. Nie jest możliwe wyobrażenie sobie męczarni, jakie cierpieli w lochu, ze stopami w dybach, nie mogąc w żaden sposób ulżyć swym poranionym i bolącym plecom. Strażnik z pewnością zadbał, by zapobiec jakiejkolwiek możliwości ucieczki więźniów. Ale nie wziął pod uwagę mocy Boga. Oto co czytamy, począwszy od wersetu 25: A około północy Paweł i Sylas modlili się i śpiewem wielbili Boga, więźniowie zaś przysłuchiwali się im. Nagle powstało wielkie trzęsienie ziemi, tak że się zachwiały fundamenty więzienia i natychmiast otworzyły się wszystkie drzwi, a więzy wszystkich się rozwiązały. A gdy się przebudził stróż więzienny i ujrzał otwarte drzwi więzienia, dobył miecza i chciał się zabić, sądząc, że więźniowie uciekli. Lecz Paweł odezwał się donośnym
głosem, mówiąc: Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśmy tu wszyscy. Zażądał wtedy światła, wbiegł do środka i drżąc cały, przypadł do nóg Pawła i Sylasa, i wyprowadziwszy ich na zewnątrz, rzekł: Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony? A oni rzekli: Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom. I głosili Słowo Pańskie jemu i wszystkim, którzy byli w jego domu. Tejże godziny w nocy zabrał ich ze sobą, obmył ich rany, i zaraz został ochrzczony on i wszyscy jego domownicy. I wprowadził ich do swego domu, zastawił stół i weselił się wraz z całym swoim domem, że uwierzył w Boga.
Tak, mamy tu innego człowieka dbającego o potrzeby, koniecznie wymagające
zaspokojenia potrzeby Pawła i Sylasa. Jakże wielkie były zaiste te potrzeby i z jaką
wdzięcznością i miłością ten strażnik pragnął im zaradzić. Nie dalej jak dzień wcześniej z całą bezwzględnością i bez litości wrzucił on tych dwóch przybyszy, wichrzycieli, za jakich ich uważał, na dno lochu, poranionych, pobitych, krwawiących. A oto teraz ten sam strażnik delikatnie obmywa ich rany, stawia przed nimi jedzenie, podzielając ich radość płynącą z nadziei zawartej w ewangelii. Tak wielka jest moc tej dobrej nowiny. Taka była moc tego, który towarzyszył Pawłowi w jego podróżach, który kontrolował żywioły i spowodował
trzęsienie ziemi, by go uwolnić wraz z Sylasem, przynieść wolność nie tylko im dwóm, ale także i strażnikowi.
Tak więc Paweł i Sylas zostali ostatecznie uwolnieni i czytamy w wersecie 40.: Gdy zaś wyszli z więzienia, wstąpili do Lidii, a ujrzawszy braci, dodali im otuchy i odeszli. Lepiej byłoby powiedzieć: „pouczyli ich”, pouczyli i odeszli.
I tak Paweł, Sylas i Tymoteusz odeszli, by kontynuować swoją pracę.
Przedstawiliśmy tutaj niektórych spośród braci i sióstr, którzy towarzyszyli Pawłowi, razem z nim pracowali i pomagali w potrzebie. Wiemy z wielu aluzji zawartych w jego listach do współpracowników, jak wysoko Paweł cenił tych oddanych Prawdzie mężczyzn i kobiety. Przypomnijmy sobie choćby kilka z nich. O Tytusie pisał: jest on moim towarzyszem i współpracownikiem. O Prysce i Akwili napisał: Pozdrówcie Pryskę i Akwilę, współpracowników moich w Chrystusie Jezusie, którzy za moje życie szyi swej nadstawili.
Epafrodyta określa jako brata, współpracownika i współbojownika, który pomagał mu w potrzebie, który dla sprawy Chrystusowej był bliski śmierci. Ewodia i Syntycha – jak czytamy – razem ze mną trudziły się dla Ewangelii. Tymoteusz był jego bratem, pomocnikiem i współpracownikiem. Paweł ciepło mówił o trzech siostrach, Tryfenie i Tryfozie, które pracują w Panu … oraz umiłowanej Persydzie, która wiele trudu poniosła w Panu. O Tychikusie pisze z uczuciem: brat umiłowany i wierny sługa, i współsługa w Panu.
Z pewnością i my sami musimy być zachęceni i wzmocnieni takimi słowami i taką
relacją, jaką rozważaliśmy dzisiejszego ranka. Czasy i okoliczności oraz charakter głoszenia zmieniły się, ale wezwanie ewangelii nie. To wezwanie do wspólnoty i do służby, wezwanie do współpracowania w Bożym dziele. Jest to wezwanie do oddanej, ale i radosnej służby i towarzyszenia sobie nawzajem. Takie towarzyszenie sobie i wspólna praca niesie ze sobą problemy i zawirowania, tak jak to miało miejsce w przypadku Pawła, Barnaby i Jana Marka, niesie ze sobą rozczarowania, jak przyniosła Pawłowi i Demasowi, ale z pewnością naszym zasadniczym celem musi być osiągnięcie takich standardów wspólnej pracy, jakie prezentowali w swoim życiu ci bracia i te siostry, o których mówiliśmy krótko dzisiejszego ranka.
Taki rodzaj wspólnoty mógł mieć miejsce, ponieważ ich wszystkich przepełniało
pragnienie służenia. Niektórzy byli urodzeni, by przewodzić, jak to było w przypadku Pawła, ale wszyscy urodzili się, by służyć, służyć Bogu, służyć Jego synowi, służyć sobie nawzajem.
Sekret leży rzeczywiście w przemożnej chęci bycia oddanymi pomocnikami Pana na wszelki sposób i w jak najwyższym możliwym do osiągnięcia stopniu. Nagroda już w tym życiu jest wspaniała. Naprawdę szczęśliwy mężczyzna czy kobieta służą, nie myśląc o zadośćuczynieniu teraz, nie martwią się, czy ich służba spotka się z aprobatą i wdzięcznością, nie zabiegają o to, by inni zdawali sobie sprawę z wielkości ich poświęcenia.
Nagroda, czekająca nas w przyszłości wykracza poza możliwości naszego
pojmowania. Jesteśmy wezwani do wspólnoty wiecznej, kiedy służba będzie czystą radością, kiedy praca będzie tak łatwa, że nie będzie się różnić od odpoczynku, kiedy jedność nasza będzie tak doskonała, że będziemy żyć, działać i myśleć jak jedno ciało.
Emblematy, które za chwilę spożyjemy, przypominają nam o tym, który sprawił, że ta doskonała wspólnota będzie możliwa, i kiedy teraz dzielimy się emblematami ciała i krwi Chrystusa, odnówmy naszą determinację bycia wiernymi i oddanymi współpracownikami Boga. Nasze rozważania możemy zamknąć przypomnieniem sobie jeszcze raz tych dobrze znanych, ostatnich słów wielkiego apostoła: Ale ty bądź czujny we wszystkim, cierp, wykonuj pracę ewangelisty, pełnij rzetelnie służbę swoją. Albowiem już niebawem będę złożony w ofierze, a czas rozstania mego z życiem nadszedł. Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego.