19.08

Przemienienie

Życie obfituje we wzloty i upadki – to nam wszystkim wiadomo. Wszyscy doświadczyliśmy ogromnej radości spowodowanej przypływem adrenaliny, gdy byliśmy czymś rozentuzjazmowani. To wspaniałe uczucie: motywuje nas, sprawia nam prawdziwą przyjemność. Niestety, istnieje również jej przeciwieństwo – trudne chwile, wyzwania, ból serca, smutek. Wszyscy znajdowaliśmy się w takiej sytuacji, kiedy wszystko wydawało się iść nie tak, jak tego chcieliśmy, a dobre czasy wydawały się być daleko za nami. Ale Bóg mówi nam, że takie jest po prostu życie.

Ekl 7:
Przypatrz się działaniu Bożemu! Któż może wyprostować to, co On skrzywił? W dniu dobrym korzystaj z dobra, lecz w dniu złym zważ: Również ten uczynił Bóg tak samo jak tamten, po to, by człowiek nic nie dociekł z tego, co będzie po nim.

Jezus miał taką naturę, jak my, dlatego doświadczał takich samych, jak my, emocji. Jedyna różnica jest taka, że te doświadczane przez Jezusa były o wiele bardziej ekstremalne. Wiemy, że o wiele przyjemniej jest dawać, niż otrzymywać. Trudno to sobie wyobrazić, gdy jest się młodym, ale w miarę, jak człowiek staje się starszym i mądrzejszym, bardziej doświadczonym, przekonujemy się, iż powiedzenie to jest jak najbardziej prawdziwe; uczucie radości z dawania jest tak dojmujące, kiedy widzimy radość drugiego człowieka odnoszącego korzyść z naszego daru.

Jezus doświadczał tego cudownego, ludzkiego uczucia bardziej niż ktokolwiek inny, ponieważ ciągle dawał siebie innym. Nie wiemy, jak wielu przypadków altruizmu Jezusa nie zapisano w Biblii, lecz jego życie było jednym wielkim ciągiem dawania. Ale oczywiście Jezus doświadczał też odmiennych uczuć, trudnych chwil, przygnębienia, depresji. Wyobraźmy sobie bezustanne docinki, złośliwe komentarze faryzeuszy poza jego plecami, z którymi miał do czynienia – każdego dnia; faryzeuszy chcących podważyć jego autorytet, odciągnąć od niego ludzi, rzucających mu wyzwanie swymi małostkowymi pytaniami. Była to codzienna walka z siłami zła – tymi jego żydowskimi braćmi, którzy nie chcieli go wysłuchać i rozważyć jego argumentów, ponieważ w swej dumie i arogancji uważali się za lepszych od niego. „Abrahama mamy za ojca”.

Jezus doskonale znał Pisma, Stary Testament. Znał wszystkie szczegóły odnoszące się do jego przyszłości na ziemi, ale potrzebował innych, by towarzyszyli mu w tej brzemiennej w skutki podróży. Były dla niego niezwykle ważne wsparcie i zrozumienie – wszyscy tego potrzebujemy – to bardzo podstawowa potrzeba. Dlatego Bóg stworzył wspaniałą instytucję wspólnoty; zbyt trudno działać w pojedynkę. Zatem pracujmy w zespole.

Jakże więc zniechęcające musiały być takie zdarzenia, jak wizyta Jezusa w jego mieście rodzinnym, gdzie bynajmniej nie okazano mu należnego szacunku i gdzie dokonał jedynie kilka cudów. Ludziom, wśród których dorastał, nie mieściło się po prostu w głowie, że to właśnie on jest zbawicielem, synem Boga.

Następnie mamy ten incydent, kiedy Jezus potrzebował potwierdzenia, że ludzie rozumieją jego misję i ewangelię: Za kogo mnie ludzie uważają? A oni mu odpowiedzieli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni na jednego z proroków. Mówią to po długim czasie przebywania z Jezusem, po byciu świadkami jego cudów! I zapytał ich: A wy za kogo mnie uważacie? Wtedy Piotr, odpowiadając, rzekł mu: Tyś jest Chrystus. Cóż, chociaż jeden to zrozumiał. Lecz potem, może zaledwie kilka minut później, Jezus począł nauczać ich, że Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, że musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Prawie; i że musi być zabity, a po trzech dniach zmartwychwstać:

I mówił o tym otwarcie. A Piotr wziął go na stronę i począł go upominać. Lecz On odwrócił się, spojrzał na uczniów swoich i zgromił Piotra, mówiąc: Idź precz ode mnie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie.

Nawet najbliższy, najbardziej oddany mu przyjaciel kwestionował plan Boga i cel przyjścia na świat Jezusa; najzwyczajniej nie oczekiwał takiego upomnienia przez Piotra; chciał jego dojrzałości i zrozumienia. Jakże wymowne są słowa, o których apostoł powinien ciągle pamiętać : …nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie.

Czy postępujemy tak samo? Czy zawsze myślimy o tym, co Boskie, czy też może stawiamy na pierwszym planie nasze sprawy osobiste? Dlatego Jezus mówił jasno, ponaglająco – posłuchajcie: jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie. Bo kto by chciał duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją.

Podobnie jak w przypadku skazańców niosących swój własny krzyż, by na nim zostać ukrzyżowanymi, by okazać swe poddanie Rzymowi, Jezus stwierdza, iż oddanie się jemu wymaga heroicznego wysiłku; nie zawsze to drobnostka. Czasem to trudne wyzwanie, a przyszłość maluje się w czarnych kolorach. Ale jesteśmy poddanymi Boga; jesteśmy jego wybraną owczarnią – znamy Jego głos, a nasz Pasterz nigdy nie pozwoli nam się zgubić, jeśli będziemy przebywać wewnątrz bezpiecznej zagrody, którą dla nas zbudował. Pamiętajmy o tym zdarzeniu zapisanym w ewangelii Jana 6, kiedy Jezus dokładnie tłumaczył każdemu uczniowi:

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie. […] Wielu tedy spośród uczniów jego, usłyszawszy to, mówiło: Twarda to mowa, któż jej słuchać może? […] Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło.

Tyle dokonanych cudów, tyle godzin nauczania, pocieszania i współodczuwania z ludem, pracy o głodzie i bez snu; bez domu i łóżka. Tyle miłości i dobroci okazanych setkom swych braci i sióstr, a oni odchodzą, nie wierząc, iż jest on ich zbawcą, zapowiadanym we wszystkich proroctwach Starego Testamentu. To naprawdę musiało mu sprawiać ból. Potrzebował prawdziwego wsparcia.

Cóż, ludzie, będąc w potrzebie, mają skłonność do uciekania się do szybkich rozwiązań, a te szybkie rozwiązania generalnie nie są ani stabilne, ani długotrwałe. Jezus nie uciekł się do takich rozwiązań. Wiedział, co jest dla niego najlepsze – skierował się do swego Ojca w niebiosach, swego Stwórcy, który wiedział, czego potrzebuje Jego syn w trudnych chwilach. Tak więc możemy stwierdzić, że Jezus otrzymał najsilniejsze wsparcie.

Nie jest nam wiadomo, w jaki sposób Bóg wytłumaczył to Jezusowi, ale wiemy, co mu powiedział:
Mt 16.28: Zaprawdę powiadam wam, że są wśród stojących tutaj tacy, którzy nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w Królestwie swoim.
Mk 9.1: … zanim nie ujrzą Królestwa Bożego, nadchodzącego w mocy.

Oczywiście, mowa tu o transfiguracji – wspaniałym przykładzie dania synowi przez Boga tego, czego właśnie najbardziej potrzebował. I nie tylko jemu. W Swym miłosierdziu i mądrości Bóg sprawił, że Jezus dzielił to doświadczenie z trzema swymi uczniami, więc i oni mogli mieć udział w czymś prawdziwie niezwykłym. Wiemy, że wszyscy oni umarli i że zostaną wskrzeszeni, kiedy Jezus powróci do swego Królestwa, zatem to, czego doświadczyli na górze, było mgnieniem tego, co ich czeka w przyszłości; jak w maszynie czasu.

Bóg istnieje poza czasem, jak wiemy, tak więc nie ma w tym zdarzeniu nic dziwnego. Jezus i jego uczniowie znaleźli się w jednym mgnieniu oka w przyszłości i istniał powód, dla którego Bóg, w Swej łaskawości, chciał, by ją ujrzeli. To bardzo znaczące, że Jezus poczynił tę uwagę na temat niezaznania przez nich śmierci, a potem, sześć dni później zaprowadził ich na górę. Stanowi to typ sześciu tysięcy lat od chwili stworzenia, po których nastąpi …odpocznienie dla ludu Bożego.

To odpocznienie/odpoczynek jeszcze nie nastąpiło.

Hbr 4.8-11:
Gdyby bowiem Jozue wprowadził ich był do odpocznienia, nie mówiłby Bóg później o innym dniu. A tak pozostaje jeszcze odpocznienie dla ludu Bożego; kto bowiem wszedł do odpocznienia jego, ten sam odpoczął od dzieł swoich, jak Bóg od swoich. Starajmy się tedy usilnie wejść do owego odpocznienia, aby nikt nie upadł, idąc za tym przykładem nieposłuszeństwa.

Piotr, Jakub i Jan po sześciu dniach byli świadkami tego odpocznienia/odpoczynku – siódmego dnia – Królestwa. Tych trzech uczniów występuje w ewangeliach razem siedmiokrotnie.

Słowo „transfiguracja” to tłumaczenie gr. wyrazu: mortamorphoo, od którego pochodzi polskie słowo metamorfoza. Używamy go na opis przemiany gąsienicy w motyla. Słowo tu użyte zostało czterokrotnie – dwa razy: „transfiguracja/przemienienie” i dwa razy:
„przemieniony”. To dokładny opis tego, co stało się z Chrystusem na owej górze. Łukasz pisze, że Jezus wszedł na górę, aby się modlić [Łk 9.28-29]. I to wówczas nastąpiła widoczna zmiana w jego wyglądzie: wygląd oblicza jego odmienił się, a szata jego stała się biała i lśniąca. Jego twarz świeciła jak słońce [Mt 17.2], jak twarz Mojżesza, nawet jego odzienie stało się białe jak światło. Przypominamy sobie słowa Pawła w jego 2. liście do Koryntian 4.6: Bóg… zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa.

Apostoł Mateusz odnotowuje [17.3]: I oto ukazali się im: Mojżesz i Eliasz, którzy z nim rozmawiali.

To samo piszą ewangeliści Marek i Łukasz, ale Łukasz mówi nam dodatkowo, o czym rozmawiali. Otóż mówili o Jego odejściu, które miało nastąpić wkrótce w Jerozolimie [9.31]. Wyraz „odejście” to gr. wyraz „exodus”, znaczący „odejście, wyjście”, podobnie jak w Hbr 11.22.

Zatem Mojżesz i Eliasz mówili Jezusowi o zbliżającej się chwili jego śmierci oraz o jego exodusie z grobu. Doświadczenie przez Jezusa na górze swej przyszłości miało mu pomóc, wzmocnić go. Był to niezwykły dowód miłości ze strony Boga. Jezus mógł mieć chwile zwątpienia, chwile załamania, więc jego ojciec zabrał go z tego świata i przeniósł go od razu do Królestwa, by mógł docenić i w pełni zrozumieć piękno i doskonałość tego, co ma nadejść. To sprawiło, że zwyciężył, gdy „z powodu przeznaczonej mu radości” [BW: zamiast doznać należytej mu radości], wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę. To piękne wyrażenie: Jezus miał przedsmak czekającej go radosnej przyszłości. To tak jakby mieć możność zakosztowania smacznego dania – ów smak pozostaje na naszym podniebieniu i wiemy dokładnie, co otrzymamy na obiad.

Ale jaki był prawdziwy powód obecności na górze Piotra, Jakuba i Jana, świadków tego zdarzenia, pozostających jakby na uboczu? W 2. liście Piotra 1.16-17 czytamy, że nauczali jako naoczni świadkowie jego wielkości. Wziął On bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki go doszedł głos od Majestatu chwały: Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem. Korzyścią dla Piotra, Jakuba i Jana było to, iż po tym zdarzeniu oni również poznali przedsmak przyszłości – to znacznie przydało wiarygodności ich głoszeniu. Nie byli jedynie przyjaciółmi i współpracownikami Jezusa, lecz obserwowali go w jego Królestwie; byli naocznymi świadkami tego, co ma nadejść. To jak teoria i praktyka. Możemy słuchać wielkiego nauczyciela, który wie dużo na temat nauczanego przedmiotu, ale o wiele bardziej wiarygodne jest, gdy mówi on o czymś, co sam przeżył.

Podobnie jak większość ludzi, ja również interesuję się w podstawowym zakresie wszechświatem. Ciekawi mnie, jak by to było, gdyby patrzeć stamtąd na naszą planetę. Czytałem książki i oglądałem filmy dokumentalne na ten temat, ale miałem również przywilej uczestniczenia w wykładzie, a potem spotkania się z Jamesem Irvinem. Był on pilotem lądownika księżycowego rakiety Apollo 15, czwartej rakiety, która wylądowała na Księżycu. Był on ósmą osobą, która chodziła po Księżycu. Oczywiście, słuchanie go było nieskończenie bardziej przekonujące, niż czytanie teoretyków, którzy zgłębili ten temat, lecz nigdy nie doświadczyli bycia w kosmosie. Ja osobiście byłem szczególnie podekscytowany jego opowieścią o czasie pobytu na Srebrnym Globie; mogłem uścisnąć rękę prawdziwemu kosmonaucie, komuś, kto był tam, gdzie udało się być jedynie garstce ludzi! Zupełnie zdumiewające doświadczenie.

Piotr, Jakub i Jan mogli rozmawiać z ludźmi po wniebowstąpieniu Jezusa i przywoływać swe osobiste doświadczenie tego, jak będzie wyglądać Królestwo. Odczuli je wszystkimi pięcioma zmysłami. Wiemy o tym zwłaszcza w przypadku Piotra i Jana, gdyż napisali o tym, co przeżyli; ich rozumienie tego faktu może być wiarygodne, ponieważ tam byli. Nie była to wizja – jak w przypadku Mojżesza; Bóg pokazał mu ziemię obiecaną przed jego śmiercią, ale Mojżesz nigdy do tej ziemi nie wszedł. W czasie transfiguracji Bóg pokazał Jezusowi, Piotrowi, Jakubowi i Janowi Królestwo, lecz musieli poczekać, aż zostanie otwarta jego brama.

Piotrowi bardzo zależało na zatrzymaniu Mojżesza i Eliasza – czemu nie? – wszak było to niesamowite doświadczenie; pragnął, by trwało i całkiem możliwe, że sądził, iż Królestwo właśnie nadeszło. Dlatego zaproponował: … rozbijmy trzy namioty: Tobie jeden i Mojżeszowi jeden, i Eliaszowi jeden.

Jeszcze gdy to mówił, pojawił się obłok i zacienił ich…, a z obłoku dobiegł ich głos mówiący: Ten jest Syn mój umiłowany, jego słuchajcie.

Głos Boga wprawił ich w przerażenie, podobnie jak to się stało w przypadku Izraela, a nawet Mojżesza. Wówczas Jezus powiedział im, aby się nie bali. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa, co jasno dowodzi, iż naprawdę ujrzeli Mojżesza i Eliasza, a nie zjawy. Dlaczego niektórzy zakładają, że transfiguracja była jedynie wizją dla tych trzech uczniów, co wiąże się z założeniem, iż Jezus rozmawiał ze zjawą? Na czym opiera się takie założenie?

Po pierwsze, łagodziło takie założenie wstrząs wywołany słowami Jezusa, zapowiadającego uczniom, że nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w Królestwie swoim.

Po drugie, wizja nie wywołałaby takiego wstrząsu, jak rzeczywistość.

A po co kłopotać się wchodzeniem na wysoką górę? Czytamy w ewangelii Mateusza 17.9: A gdy schodzili z góry, przykazał im Jezus, mówiąc: Nikomu nie mówcie o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zostanie wskrzeszony z martwych.

Grecki wyraz tłumaczony jako „widzenie” brzmi „horama” – przedstawienie, widzenie, coś, co się widzi naocznie, czego się doświadczyło; możliwe jest tu również pobudzenie innych czterech zmysłów. Słowa tego użyto w Dz 7.31, kiedy opisuje się chwilę, w której Mojżesz ujrzał płonący krzew [Dz 7.30-32]:

Po czterdziestu latach ukazał mu się na pustyni góry Synaj anioł Pański w płomieniu ognistego krzaka. Zobaczywszy /go/ Mojżesz podziwiał ten widok, lecz kiedy podszedł bliżej, aby się przyjrzeć, rozległ się głos Pana: Jam jest Bóg twoich przodków, Bóg Abrahama i Izaaka, i Jakuba. Przeraził się Mojżesz i nie śmiał patrzeć.
To rzeczywistość – nie wizje czy sny.

Tak więc Mojżesz i Eliasz byli obecni na górze, wraz z Jezusem; była to scena ukazująca Jezusa przychodzącego do swego Królestwa.

Powróćmy do słów zawartych w Mt 16.28: Zaprawdę powiadam wam, że są wśród stojących tutaj tacy, którzy nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w Królestwie swoim.

W sensie symbolicznym, pojawienie się Mojżesza i Eliasza oznaczało Prawo i proroków, a obydwaj byli największymi prorokami w Starym Testamencie. Lecz głos Boga z niebios: …jego słuchajcie!, jasno pokazuje, że Prawo i prorocy muszą ustąpić Jezusowi. Ten, który jest drogą nową i żywą, zastępuje drogę starą. Jezus jest wypełnieniem Prawa i niezliczonych proroctw w Starym Testamencie. Zwróćmy uwagę, że trzech uczniów słyszało głos – to doświadczenie jednego z pięciu zmysłów odbierających to rzeczywiste wydarzenie.

Uczestnictwo w tym zdarzeniu było dla Mojżesza dowodem na prawdziwość obietnicy zmartwychwstania. Wiemy, że Mojżesz umarł i został pochowany, chociaż nie przez ludzi, a przez Boga. Mojżesz reprezentował Prawo; Prawo, które nie mogło dać życia. Dlatego Mojżesz nie mógł poprowadzić Izraela do ziemi obiecanej; musiał umrzeć. Zatem zmartwychwstanie Mojżesza reprezentuje zmartwychwstanie martwych, kiedy Syn Człowieczy powraca do swego Królestwa.

Eliasz, o którego śmierci się nie pisze, reprezentuje tych, którzy są żywi i pozostawieni [BW: którzy pozostaniemy przy życiu]. To kieruje nas ku jednemu z najbardziej ekscytujących wersetów w Biblii i o co się modlimy, by stało się dzisiaj [1 Tes 4.16-17]: Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem.

Mojżesz umarł przed Eliaszem – symbolizuje on tych zmarłych, którzy zmartwychwstaną jako pierwsi. Eliasz zaś został wzięty w górę wciąż będąc żywym – symbolizuje on tych, którzy nadal żyją, a następnie są wzięci, by przebywać z Panem w powietrzu wraz z tymi, którzy zostali wskrzeszeni. A ma to miejsce po wskrzeszeniu zmarłych, dlatego zabranie Eliasza miało miejsce po życiu Mojżesza. W greckim czytamy: „będziemy pochwyceni/porwani w obłokach na spotkanie Pana w powietrzu”. Można łatwo powiedzieć, że Eliasz został porwany przez rydwan ognisty i zabrany w powietrze. Gdzie dokładnie? Cóż, powietrze unosi się zaledwie kilka mil ponad powierzchnią ziemi; wiemy, jak jest ono rzadkie na szczycie Mount Everest. Nie może to być więc jakieś niezwykłe miejsce w zawieszeniu; przypuszczalnie oznacza to jakąś przestrzeń życia w naszym świecie, którą są zapewne góry.

Powróćmy do cytowanych wcześniej wersetów –

Mt 16.28: Zaprawdę powiadam wam, że są wśród stojących tutaj tacy, którzy nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w Królestwie swoim.
Mk 9.1: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, zanim nie ujrzą Królestwa Bożego, nadchodzącego w mocy.

Tych trzech uczniów ujrzało Królestwo Boże. Królestwo Boże to coś więcej niż tylko Mojżesz i Eliasz. Jest ono pełne świętych, a my jesteśmy pośród nich. Czy zatem ci uczniowie ujrzeli wszystkich świętych i czy my byliśmy pośród nich? Czy byliśmy obecni w czasie transfiguracji? Jezus rozmawiał z Mojżeszem i Eliaszem – było to rzeczywiste zdarzenie, nie zaś sen. Nie wiemy, jak długo to trwało, ale Piotr znał dokładnie imiona dwóch mężczyzn rozmawiających z Jezusem, tak więc imiona te zostały albo wymienione, albo też wynikały jasno z tematu rozmowy. My, którzy żyjemy, zostaniemy zabrani, by przebywać z Jezusem w obłokach, w powietrzu – to to samo. Czy to nie oznacza zabranie, by być z Jezusem na wysokiej górze? A kiedy nadejdzie ten cudowny czas, byśmy zostali wezwani, czy stanie się to w tym celu, aby przebywać z Jezusem na tej samej wysokiej górze?

Wpływ tego zdarzenia na Jezusa musiał być ogromny. On sam miał przedsmak Królestwa w pełni jego doskonałości – jeśli ujrzał w nim także wszystkich świętych, wszystkie wierne sługi z przeszłości, a także tych, którzy się dopiero mieli narodzić, wszystkich razem na szczycie góry w towarzystwie jego, Mojżesza i Eliasza. Jakaż to była zachęta! Taka, jakiej właśnie potrzebował!

Cóż, czasami Królestwo może nam się wydawać bardzo odległe. Ciągle jeszcze oczekujemy powrotu Jezusa. Powiedział, że powróci, ale nadal go tu nie ma, a świat cierpi katusze pod ciężarem grzechu. Ale fakt przemienienia powinien podnieść nas na duchu, tak samo, jak Jezusa i jego towarzyszy, gdyż właśnie zwyczajni ludzie: Piotr, Jakub i Jan, ujrzeli Jezusa w jego Królestwie. Wyraźnie o tym napisali w swych listach, opisując to zdarzenie, a my możemy te listy przeczytać – napisane przez żyjących wówczas ludzi, którzy ujrzeli Królestwo. Kiedy zeszli z góry, natychmiast spotkali się z przejawem wpływu grzechu na życie ludzi, wpływu złego ducha niszczącego życie chłopca; jego ojciec poprosił Jezusa: … jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! Jezus odpowiedział: Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.

I takie jest właśnie nasze podstawowe zadanie: wierzyć. Ktokolwiek wierzy i jest ochrzczony, będzie zbawiony. Ale ten, kto nie uwierzy, zostanie potępiony.
I dlatego spożywamy te emblematy – ponieważ wierzymy w to, co powiedział nam Jezus. Wierzymy, że powróci i wierzymy, że będziemy wraz z nim w powietrzu, a potem w Królestwie.

Jonathan Mitchell