24.09_2

Przypowieść o dziesięciu pannach

Wesele w starożytnym Izraelu różniło się od obrzędu znanego nam współcześnie. Obecnie zaręczamy się przed ślubem, lecz zaręczyny te nie mają prawdziwej wartości – są tylko swego rodzaju zobowiązaniem – nie jest to obietnica ani prawnie usankcjonowany związek i możemy je zerwać bez żadnych prawnych konsekwencji.

Zaręczyny dla Żyda były w rzeczy samej zaręczynami – to znaczy związkiem prawnym – narzeczona i narzeczony byli w efekcie małżeństwem, a co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza – od tego momentu. Następnie narzeczony wracał do domu ojca, gdzie spędzał następnych kilka miesięcy, budując pokój/mieszkanie, do którego mógłby sprowadzić swą narzeczoną. Tak więc mieszkali osobno, chociaż byli zaręczeni – byli jednak w zasadzie małżeństwem. W okresie, gdy powstawało to mieszkanie, narzeczony nie mógł widzieć narzeczonej. Oblubienica pozostawała w domu swych rodziców, czekając na ten cudowny moment, kiedy jej narzeczony niespodziewanie, bez ostrzeżenia czy uprzedzenia – pojawi się, by ją unieść ze sobą. Była to rzeczywiście zabawa – jak gra. Narzeczony oczywiście musiał się przygotować – panna młoda nie znała dnia ani godziny – wszystko, co wiedziała, to że jest zaręczona i że jej narzeczony wróci. Możemy zatem sobie wyobrazić, że w tym okresie oczekiwania wyglądała przez okno z niecierpliwością, przyjmując wiele rad od rodziców, przyjaciół, itd., jak powinna kochać i wspierać swego męża; przygotowując się, by wyglądać pięknie, żeby ukochany był z niej dumny. Jedyną osobą, która wiedziała, kiedy miał nastąpić ten właściwy czas, by tych dwoje znów się spotkało, był ojciec pana młodego, który pewnego dnia mówił swojemu synowi – mieszkanie jest gotowe, idź i przyprowadź swoją narzeczoną. Ale to nie koniec zabawy przy okazji obchodzenia tej pięknej tradycji – pan młody zbierał swych wszystkich kumpli i wszyscy razem udawali się do miejscowości jego narzeczonej, a przybywali tam zupełnie niezapowiedziani – często w nocy, co było jeszcze większą niespodzianką. Było przy tym bardzo głośno i pełno zabawy, a ktoś grał na rogu. Panna młoda, z bijącym mocno sercem z powodu podekscytowania i ulgi z nadejścia narzeczonego, zakładała welon, który potem będzie nosić przez 12 miesięcy, i wychodziła z domu, z lampą w ręku, gdyż zazwyczaj była to już noc i było ciemno, by zostać zabraną na ucztę weselną, która często trwała cały tydzień, spędzając znaczną część czasu w przygotowanym dla niej pokoju/mieszkaniu.

Dlatego Jezus mówi w J 14.2-4:
W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę.

Mowa tu po prostu o nas. My zostaliśmy zaręczeni Jezusowi przez nasz chrzest. Nie jesteśmy jeszcze mu poślubieni. Odszedł, by być ze swym Ojcem, by zaplanować Królestwo i życie z nami – jego oblubienicą. Wierzymy z całego serca, że Jezus wróci, by nas przyjąć do siebie, ale nie wiemy, kiedy – tylko Bóg wie. Znamy także drogę do owego pokoju/mieszkania. Duchowa strona tego wydarzenia jest taka, że wiemy, jak wypełnić czas narzeczeństwa przed ślubem poprzez właściwe życie i okazywaną przez nas wiarę.

Wiarę okazujemy przez to, że nigdy, przenigdy nie wątpimy, iż zaręczony z nami oblubieniec przyjdzie, by nas zabrać, i nigdy nie schodzimy z drogi pełnego mu oddania.

Józef był zaręczony z Marią, ale zanim powrócił, by ją zabrać po wybudowaniu dla niej pokoju/mieszkania, dotarła do niego wiadomość, że narzeczona najwyraźniej nie była mu oddana i zaszła w ciążę – straszna rzecz dla żydowskiego młodzieńca, który był zajęty przygotowywaniem mieszkania. Ale wiemy, że Józef był bardzo prawym człowiekiem, dlatego nie chciał utrudnić całej sprawy Marii, więc zdecydował się na cichy rozwód. Był to jedyny powód do rozwodu – lecz nie był to rozwód po oficjalnym ślubie, a na etapie narzeczeństwa. W tym wypadku nie wynika z tekstu, by któraś ze stron mogła związać się z kimś innym – dotyczyło to obojga.

Zatem biegniemy do okna, by zobaczyć, czy nasz oblubieniec zbliża się drogą. Cóż to za hałas? Czy słyszę może głos rogu? Czy to odgłos przyjścia Jezusa pod moje drzwi? Wszyscy jesteśmy oblubienicami. Nie związaliśmy się z jakąś sektą chrześcijańską czy z innym ruchem religijnym albo szkołą filozoficzną. Trwamy przy naukach Jezusa, które jasno nam wyłożył, i ponad wszystko wyglądamy Królestwa. Ale wiemy z przypowieści, iż pięć z dziesięciu zaręczonych dziewcząt nie zostało rozpoznanych przez pana młodego. Jak można nie poznać swojej narzeczonej? Może być ciemno, mogło upłynąć wiele czasu – ale nie o to chodzi. Te, które się nie przygotowują, zaczynają się nudzić czekaniem. Nie zbaczają z drogi – nie uciekły z kimś innym – nadal były dziewicami – one po prostu nie były przygotowane. A Jezus nie będzie czekał na podjeździe, chodząc tam i z powrotem, czekając na nas, byśmy byli gotowi w ostatniej chwili, aby nas zabrał do swego mieszkania.

To niesamowita przypowieść, którą tym lepiej rozumiem, im baczniej ją zgłębiam – jest ona teraz dla mnie bardziej istotna. Nie mogłem zrozumieć na początku, dlaczego pan młody przybył o północy. I owe dziesięć panien, każda nazwana „mądrą” albo „głupią”, w zależności od tego, czy zapewniły sobie olej, by podsycać płomień światła. Te, które zaopatrzyły się w naczynie z oliwą, mogły podtrzymywać jasny płomień lampy w oczekiwaniu na przybycie narzeczonego – były mądre. Te, które tych naczyń nie zabrały – były głupie, nie mogły pośpieszyć naprzeciw narzeczonemu, będąc gotowymi, bo nie miały zapasu oliwy, by ich lampy świeciły jasnym światłem. Były nieobecne, gdy ich pan powrócił, trwały w ciemności, ich światło zanikło. Jezus nie mógł wrócić do ciemnego pokoju. Jeśli lecieliście nocą samolotem, widzieliście poniżej całkowitą ciemność, a potem leci się nad jakąś miejscowością czy miastem i widzimy mrugające światełka. To chce zobaczyć Jezus.
Rozważmy teraz sprawę lamp. W świecie Starego Testamentu, w tabernakulum znajdował się świecznik oraz świeczniki (liczba mnoga) w świątyni jerozolimskiej. W Obj 1.20 czytamy, co symbolizują świeczniki, chociaż inna jest ich liczba. Tajemnica siedmiu złotych świeczników jest następująca: siedem świeczników to siedem kościołów. Symboliczna cyfra 7 odnosi się do kompletności kościoła Chrystusa. W liście do Filipian 2.14-16 łączy się kościół ze świecznikami znajdującymi się w tabernakulum/świątyni: Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia.

Cytat ten pokazuje, że kościół/eklezja/zbór jest jedynie źródłem-przekaźnikiem światła w takim stopniu, w jakim przekazuje Słowo Życia – Światło jest tym Słowem (Ps 119.105): Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce. Powiedziane mamy również, iż świecznik w świątyni/tabernakulum składał się z 66 części, tyle samo ksiąg tworzy naszą Biblię.

Odniesienie powyższe do Światła w tabernakulum i w świątyni daje nam dużo do myślenia na temat znaczenia światła w Piśmie. To dzięki łasce Boga nie chodzimy w ciemności, a symbolizują to świeczniki w świątyni. W 2 Kr 4 mamy opis tych świeczników: Dalej kazał sporządzić dziesięć świeczników ze złota, jak było przepisane, i umieścić je w przybytku, pięć z prawej, a pięć z lewej strony. Zwróćmy uwagę: kiedy arcykapłan wchodził do Miejsca Najświętszego raz w roku, przechodził pomiędzy tymi świecznikami, po pięć z każdej strony, w nadziei dojścia do miejsca przebywania Chwały Boga. Do tego wydaje się nawiązywać ta część listu do Rzymian, w której jest mowa o wiernych, których wiara przechodzi poza zasłonę przed Miejscem Najświętszym wraz z Chrystusem: Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu też mamy dostęp przez wiarę do tej łaski, w której stoimy, i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. (Rz 5.1-2) Tutaj, podobnie jak arcykapłan miał nadzieję wejść do miejsca przebywania Chwały Boga jako typ, Jezus wszedł tam rzeczywiście; i my wejdziemy w przyszłości. Mamy pokój z Bogiem, co zapowiadał Dzień Pojednania, kiedy arcykapłan w imieniu ludu wchodził do miejsca przebywania Chwały. Lecz tak jak arcykapłan musiał przejść pomiędzy świecznikami, po pięć z każdej strony, tak i my musimy wejść przez wiarę do tej łaski, w której stoimy. Liczba 5 symbolizuje w Biblii łaskę. Sądzimy zatem, że to sugestia, iż wierni powinni pójść tą drogą. Idziemy drogą pomiędzy złotymi świecznikami, stojąc w łasce (tj. pomiędzy 5 świecznikami z dwu stron), mając nadzieję stać się częścią Chwały Boga, która dopiero się objawi w przyszłości.

Wracając do przypowieści – każda z panien została zaproszona na spotkanie z oblubieńcem. Mt 25.6: Wtem o północy powstał krzyk: Oto oblubieniec, wyjdźcie na spotkanie. Mamy tu nakaz/polecenie. Wymaga on natychmiastowej reakcji – nie ma tu sugestii, że oblubieniec jest dopiero w drodze, że przybędzie po południu. I Biblia daje nam wiele przykładów tych osób, które były gotowe zareagować natychmiast – bez zwlekania, bez zbędnych pytań. Abraham został wezwany do opuszczenia swej rodziny i udania się do ziemi obiecanej. Rebeka, dziewica zaręczona Izaakowi, wyszła na jego spotkanie. Zwróćmy uwagę na to, że natychmiast zakryła twarz welonem, gdy jej powiedziano, kogo ma przed sobą. Jest to znaczące, gdyż Izaak był dzieckiem życia ponad śmiercią w dwóch znaczeniach: był synem rodziców, którzy w sensie naturalnym byli jakby umarli, za starzy, by mieć dziecko, oraz był przeznaczony na złożenie w ofierze. Zasłona/welon symbolizują poddanie się mężowi – podobnie jak nakrycie głowy prorokującej kobiety w liście do Koryntian. Zasłona w świątyni, która oddzielała Boga od człowieka, została rozdarta na dwoje, kiedy Jezus umarł na krzyżu. Zasłona na twarzy Rebeki mogła zostać zdjęta przez Izaaka – rozdarta – był on bowiem jak Jezus jedyną drogą wiodącą do zbawienia, był potencjalna ofiarą, jakby umarły i wskrzeszony do życia.

Jako ten, który przeszedł ze śmierci do życia, Izaak reprezentuje człowieka. Postępowanie/zachowanie i przykład dziewicy Rebeki w stosunku do niego powinny budzić szczere zainteresowanie nas, którzy chcemy wiedzieć, jak przygotować się na przyjście naszego Oblubieńca. Rdz 24.58: Zawołali tedy Rebekę i zapytali jej: Czy chcesz pójść z tym mężem? A ona powiedziała: Pójdę.
Rebeka nie potrzebowała podpowiedzi ani zachęty – natychmiast odpowiedziała: Pójdę. Jakże oczywisty to przykład dla nas, gdy zostajemy wezwani, by wyjść na spotkanie naszego Oblubieńca. „Pójdę” – to najlepsza odpowiedź; niczego więcej nie trzeba. Niezdecydowanie, nerwy, uczucie niepewności albo bycie niegotowym – nie ma takiej opcji.

Panny zostały uznane za „mądre” lub za „głupie” w zależności od swego podejścia do posiadania rezerwy oleju, by podtrzymywać światło w swoich lampach. To łączy się znakomicie z mądrością z Księgi Przysłów 21.20: Cenny skarb i oliwa w domu mądrego, a głupiec je marnotrawi.
Mądrzy posiadają olej/oliwę w swoich domach – a także przewidują, że olej szybko się zużyje i musi być uzupełniany na bieżąco. I to właśnie czynili – a inni ludzie widzieli ich olej oraz światło – jak powiedział Jezus do swych uczniów (Mt 5.14-16):
Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapalają też świecy i nie stawiają jej pod korcem, lecz na świeczniku, i świeci wszystkim, którzy są w domu. Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.
W powyższych słowach światłość jest jak czynienie dobrych uczynków. W rezultacie, logicznie rzecz biorąc, aby czynić to, co Ojciec uznaje za „dobre”, musimy wiedzieć, czego On od nas oczekuje. W Ps 119.105 czytamy: Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce. Tak więc czytamy Jego słowa, wchłaniamy Jego słowa i żyjemy zgodnie z Jego słowami – czyż można by było oczekiwać, że pójdziemy przez ten świat pozostający w ciemności bez Bożych słów, które są lampą dla naszych stóp?

Lecz nie popadajmy w przygnębienie i nie myślmy, że nasze światła nie są wystarczająco jasne – mówi się, że nie ma wystarczających ciemności na całym świecie, by przyćmić światło jednej małej świeczki. Czasami możemy czuć się tak słabi, jak światło małej świeczki; musimy patrzeć w przyszłość w nadziei, gdy nadejdzie dzień, kiedy wielka rzesza małych świeczek złoży się na chwałę tych, którzy zostaną zbawieni.

ZDRZEMNĘŁY SIĘ WSZYSTKIE I ZASNĘŁY
W omawianej przypowieści pewna sprawa wzbudza niewielki spór – mądre i głupie panny zasnęły. Czy to oznacza sen w prochu ziemi – czy owe panny były umarłe i mówimy tu o zmartwychwstaniu powołanych?
Dz 24.15: Mam też w Bogu nadzieję, którą również oni mają, że nastąpi zmartwychwstanie sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Podobna sugestia wyłania się z listu do Efezjan (Ef 5.14-15):
Dlatego się mówi: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus. Baczcie więc pilnie, jak postępujecie, nie jako niemądrzy, ale jako mądrzy.
Jednakże, kiedy zmartwychwstaniemy, nie będzie czasu nawet, byśmy zastanowili się nad naszą sytuacją, jestem pewien, że nie będziemy mieli czasu, chęci ani możliwości, by powrócić do ludzkiego sposobu załatwiania spraw – no dalej, pożyczcie mi trochę oliwy, mam bardzo ważne spotkanie. Takie myślenie poparte jest w Mt 24.36-44: A o tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec. … Wtedy dwóch będzie na roli, jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie mleć będą na żarnach, jedna będzie wzięta, a druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, którego dnia Pan wasz przyjdzie. A to zważcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której porze złodziej przyjdzie, czuwałby i nie pozwoliłby podkopać domu swego. Dlatego i wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie domyślacie.
Wszak nie można czuwać, gdy się jest martwym – po śmierci nie mamy już żadnej możliwości rozwoju czy zmiany naszego myślenia lub zachowania. Szansa na pokazanie naszej wiary poprzez dostarczanie oliwy do naszych lamp jest właśnie teraz, kiedy jeszcze oddychamy.

ODPOWIEDŹ NA WEZWANIE
Wtem o północy powstał krzyk: Oto oblubieniec, wyjdźcie na spotkanie. Wówczas ocknęły się wszystkie te panny i oporządziły swoje lampy. Głupie zaś rzekły do mądrych: Użyczcie nam trochę waszej oliwy, gdyż lampy nasze gasną.
Innymi słowy, dajcie nam trochę z waszej wiary – my naszą straciłyśmy. Dajcie nam trochę z waszej niezachwianej wiary – dajcie nam trochę waszej miłości do Prawdy – my już widać żadnej nie mamy. Użyczcie nam trochę z waszej znajomości Biblii – nie pamiętamy żadnych z jej wersetów. Dajcie nam jakieś rady, jak nie siedzieć przed telewizorem całą noc…

Teraz właśnie jest czas, by prosić o pomoc – kiedy ciągle jeszcze ten czas mamy. Wszyscy mamy wzloty i upadki w naszym życiu duchowym, wiemy o tym, to podstawa zrozumienia naszego życia w Prawdzie. Jeśli myślimy, że jesteśmy w jakimś dołku, to z pewnością nie jesteśmy sami; ale to właśnie teraz musimy poprosić naszych braci i siostry o trochę oliwy. I dadzą nam jej – jest jej obecnie wystarczająco dla wszystkich wokół. Ale przyjdzie czas, gdy nasi bracia i siostry powiedzą: O nie! Gdyż mogłoby nie starczyć i nam i wam; idźcie raczej do sprzedawców i kupcie sobie.

W tej przypowieści mamy bardzo praktyczny przykład. Na tę samą zasadę zwraca się uwagę w liścia do Galatów 6.2: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe. Ale zaraz potem mówi się w w. 4-5: Niech każdy bada własne postępowanie, a wtedy powód do chluby znajdzie tylko w sobie samym, a nie w zestawieniu siebie z drugim. Każdy bowiem poniesie własny ciężar. Jak Szymon z Cyreny, który pomógł Jezusowi nieść krzyż, i my musimy pomagać sobie nawzajem w niesieniu życiowych ciężarów. Ale musi się to dziać teraz – nadejdzie czas, kiedy będziemy sami i będziemy odpowiadać tylko za siebie. Ps 49.8: Nikt bowiem siebie samego nie może wykupić ani nie uiści Bogu ceny swego wykupu. Kiedy Jezus powróci, nie będziemy mogli uzupełnić niedoborów wiary naszego brata/siostry.

Zastanawiam się, jak wielu ludzi waliło pięściami w burtę arki Noego, kiedy wody zaczęły się podnosić. To przerażający obraz – te wszystkie utopione ludzkie ciała. Ale ci ludzie nie chcieli nawet wysłuchać Noego – wyśmiewali się z niego, nie byli nawet zaręczeni z nadzieją zbawienia.
Panie, panie, otwórz nam! Lecz on odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was. Cóż za straszna słowa! Jakże bolesne do wypowiedzenia dla Jezusa! Jak bolesne dla Boga patrzenie na to, skoro wiemy, że nie pragnie On niczyjej zguby!
Lecz nie zatrzymujmy się dłużej przy tych słowach – dzięki łasce Boga wiemy o tym dzisiaj, mamy czas zająć się wszelkimi brakami duchowymi, wszelkimi pokusami, tym, co powstrzymuje nas od szukania najpierw Bożego królestwa, i możemy to czynić z pomocą braci i sióstr – korzystając z tego bogactwa oliwy, jakie jest w naszej społeczności. Z tego powodu słowa zawarte w następnej przypowieści w ewangelii Mateusza brzmią: Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!

J 14.2-4:
W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę.
Wiemy, że Jezus przyjdzie po nas i
wtedy sprawiedliwi zajaśnieją jak słońce w Królestwie Ojca swego.

Jonathan Mitchell